Minęło już tyle czasu. Lub tak mało. Jakby nie miało znaczenia. Lampki wciąż świecą na ulicznych latarniach, tramwaje mkną po sznurówkach, a ten sam pan z tym samym psem wychodzi o ósmej rano na spacer. Każda minuta jakby zaklęta w tebach myśli, celu i marzeń. Każda sekunda jak pstryk słońca witającego tą naszą niecodzienną codzienność, każda godzina jak droga mleczna gdzie gwiazdy mówią swoim językiem. I odnajdujesz się w tej przestrzeni jak niezidentyfikowany obiekt poszukujący swojej tożsamości. Jak myśl, która szuka znaczenia. Jak sens, który szuka celu. Szczęśliwy był to czas. Pisałem ostatnio 2 lata temu. Chyba. Bądź może więcej. Nie wiem. Cóż się zmieniło. Data. 2 lata starszy. Mądrzejszy o te kilkaset dni. Szczęśliwszy o te kilka tysięcy godzin, których nie żałuję. Cóż dobrego. Wszystko. Jakby dobro miało źródełko tuż pode mną. Chłonę każdą chwilę jak świeże leśne powietrze. Szczęśliwy student biologii na poznańskiej uczelni. Kontakt z przyrodą i niezwykłymi ludźmi. Liście we włosach i dmuchanie latawcy. Świat zwierząt, świat kwiatów, świat człowieka i wzajemnych powiązań. Tu zrozumiałem wiele. Także o chorobie. Chorobie...Hmm to nie jest choroba. Zawsze to powtarzam. To sposób na życie. Sposobów jest wiele. Są i trudniejsze. Ale czy wszystko musi być łatwe? "Cukrzyca". Cóż dała, cóż zabrała. Zastanawiam się przez chwilę patrząc na dymiąca herbatę i dała...Bliskość z Bogiem. Jakże wielką bliskość. Jakby świat przyoblekł nowy kształt i stał się bardziej zrozumiały. I wszędzie Go pełno. W myśli, w słowie, we wietrze i jesiennym spadającym liściu. Więź, która była dla mnie niezrozumiała. Nigdy nie obwiniałem Boga "za to". Tak naprawdę wierzę, że to forma uzmysłowienia mi czym jest świat. I po co jest. I po co ja jestem. Mam nadzieję, że kiedyś to wszystko zrozumiem. Odpowiedzialność. Za swoje czyny i życie. Za kształtowanie tego jak chcę żyć. I wiem, że też jak długo. Ludzie. Niezwykli, wspaniali, jakby wymarzeni. Wrażliwość na to co jest piękne i istotne. Zrozumienie. Że warto żyć, że warto się śmiać.
Najważniejsze. Dostałem miłość. Najpiękniejszą siłę pod słońcem. Siłę do wstawania każdego dnia i w każdym ukłuciu sensu do dalszego marszu. Do wzlatywania w błękity marzeń, których mam tak wiele. Jedno z nich. Najważniejsze. Być szczęśliwym. I "Cukrzyca" mi w tym nie przeszkadza. Może nawet pomaga. Kwestia spojrzenia. Subiektywne i obiektywne odczucia jak każdego z nas. Chwila zadumy, czasem i chwila zwątpienia, czasem chwila mocy, niepokonanej. Przecież znów wstanie słońce. Znów zajdzie księżyc. I znów ujrzę kolejny dzień przez pryzmat "Cukrzycy" by ze zdrowym życiem nie widzieć różnicy jak w wierszu, który kiedyś napisałem. Bo nie ma różnicy. To wszystko zależy od nas.
Przeciwności losu są i zwykle będą. Ale bledną przy tym co można otrzymać gdy się je pokona. Jest mi dobrze. Zawsze akceptowałem to, że jest jak jest. I będzie. Nie czekam na cuda. Bo życie jest cudem. Nie potrzeba mi serum. Potrzeba mi każdej pięknej chwili. Bo one są warte o wiele więcej. Czyż nie są warte wszystkiego? I wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Trzeba o siebie dbać. I zobaczyć radość z każdego dnia. Niech nas otula :) Trzeba się cieszyć z tego co nam dane. A jakże dużo już dostaliśmy. Zbawcza insulina jak Bóg, który wyciąga do nas swą rękę. Czy musi? Chce...
Jak zawsze romantyk. Może już niemodnie. Może nie na te czasy:)
Świeczka już dogasa, a herbata zniknęła. Czas zrobić nową :) Niedługo pójdę spać. I będę czekał na to co będzie. Niech będzie...
Pozdrawiam was wszystkich. Tych "Cukrzycowych" i nie ludzi. Fajnie, że można się tu zjednoczyć. I poczytać wiele pozytywnych rzeczy. To dużo daje. I buduje :) Życzę wam powodzenia. Nie dajcie się nigdy :)
Łukasz vel Romantic Knight :)