Jest druga w nocy, tej p i e r w s z e j nocy, w której w i e m. Bezsenność, pytania cisnące się z wszystkąd, poczucie bezradności, bycia gorszym, tego, że czegoś nie dopełniłem, brak zaufania do siebie. Wizja organizmu, który niszczy sam siebie, jest przerażająca i trudno się do niej przyzwyczaić. Do innych rzeczy też, chociażby do myślenia o sobie w kategorii "chory". I strach. Strach przed nieznanym, przed życiem i n n y m. Chociażby ciągła kontrola. Ja, który tak bardzo żyłem wolnością, taką zbliżającą się do nieodpowiedzialności - będę musiał być teraz odpowiedzialny za własny organizm, za to, co się w nim dzieje...
Abstrakt. Kiedy myślę w ten sposób, abstrakt. Strach przed życiem samotnym, ten dawny strach przybrał teraz dodatkowy wymiar. Założył nowe szaty i patrzy na mnie przenikliwym, zimnym wzrokiem, pytając- i co? I co teraz? Nie mam bliskich, którzy będą ze mną ciągnęli ten krzyż. Samotność w takich chwilach nie jest dobrą towarzyszką. Podszeptuje różne dziwne rzeczy, aż sam się czasem pytam, skąd we mnie to wszystko? Ale najważniejsze z pytań - jak żyć? Jak bardzo moje życie zmieni się w stosunku do tego, które było? Jak bardzo będzie m u s i a ł o się zmienić? Moje życie osobne, samotne, nie poukładane... Moje trzydzieści cztery lata...
To dziwne, ale myślę teraz o pracy, tej nie lubianej, ciężkiej, mozolnej, tej, która zabierała mi tyle czasu, wywołując frustracje wszelakiego rodzaju. Pytanie, czy jeszcze będę mógł tam pracować. A jeżeli nie - co wówczas? Tak inaczej wyglądało moje życie jeszcze dwadzieścia, jeszcze piętnaście godzin temu. Teraz taki nieoczekiwany dystans do tych problemów, które jeszcze rano wydawały się ważne, najważniejsze w życiu. Zupełnie inne spojrzenie, inna perspektywa. Odejście od osoby, która przez ostatnie trzy lata była dla mnie bardzo ważna. Potrzebuję jej teraz, wiem. Czy zostawić mam swoje racje, swoją pychę, swoją ważność? Po to, żeby powiedzieć: "potrzebuję Ciebie, potrzebuję Ciebie teraz, w tej chwili, w której jest mi ciężko...". Czy zrozumie? Kłótnia z szefem w pracy, że nie uniosę tej ilości zadań, którą mnie systematycznie obdarza. Tak, jeszcze rano próbowałbym mówić: poradzę sobie sam, ja, ja, ja... Teraz... jestem cokolwiek bezradny. Pójdę do Niego i powiem, że nie daję rady, bo jestem chory, że nie daję rady przynajmniej teraz, do czasu, gdy wszystko się wyjaśni, ustabilizuje, gdy będę mógł powiedzieć, ile mogę, na co mnie stać... Nie mogę zamknąć się w swojej skorupie i być nadąsany na wszystko. Nie potrafię sobie poradzić sam. Panie, czy trzeba było aż takiego doświadczenia, żebym zobaczył, co jest ważne naprawdę? Czy rzeczywiście wiem, co jest ważne naprawdę? Plany, kiedy ma się lat trzydzieści cztery, snuje się plany. Daleko mi do tzw. małej stabilizacji... Wiem, że to, co robię, nie jest tym, co chciałbym robić: ale czy choroba nie ograniczy moich planów? Czy nie przykuje mnie do miejsca, gdzie jestem? I te plany zwyczajne, wakacyjne: wyjazd rowerem do Compostelli, wejście na Mt. Blanc... Zimowy obóz wspinaczkowy... Czy są to rzeczy, o których mogę myśleć realnie? Czy jest tak, że zawsze będę potrzebował kogoś drugiego, żeby był przy mnie? Sztuka kompromisu, utrata niezależności...
Historia na zewnątrz banalna, normalna, bez wielkich wydarzeń, a jednak i taka zwyczajność odmienia życie. Pierw odebrane wyniki badania moczu i pytanie, a właściwie stwierdzenie pani z laboratorium - Pan ma cukrzycę. Potem wizyta u lekarza, nowe, dziwne urządzenie -glukometr. I diagnoza - cukrzyca. I te słowa, które zabrzmiały jak wyrok : "niech się Pan trzyma...". Tak, to miłe, ale potęguje świadomość nieodwracalności. Zatrzaśnięcia drzwi. Ale jest prawdziwe - a prawda jest tym, co wyzwala. I cyfry, które niewiele mi jeszcze mówią, i zdziwienie, kiedy po kolacji, gdzie starałem się zjeść naprawdę niewiele - tak bardzo mogły się one zmienić. I bezsenność nocna, pytania - jak żyć, co można robić, czego nie można, kim można być z tą towarzyszką życia... A wszystko wydaje się inne, niż przedtem. Ale przecież jestem t y m s a m y m c z ł o w i e k i e m co dziś (wczoraj) rano, z odrobinę większą wiedzą o sobie...
Wiem, jakość mojego życia zmieni się - na pewno. Ograniczenie oznacza jednak często dojrzalość, uczy rezygnacji. Wiem, nasze czasy nie doceniaja i nie dostrzegają cierpienia, Nie ma to wartości. Wszyscy musza byc piękni, uśmiechnięci, szczęśliwi i ... z d r o w i. Nie pasuję do tego szablonu. Nigdy do niego specjalnie nie pasowałem, ale teraz szczególnie.
Dziś wieczorem zadzwonil mój najlepszy przyjaciel, chory na zanik mięśni. Był pierwszy, który usłyszał ode mnie o cukrzycy. Znaleźliśmy się poniekąd po jednej stronie rzeki, chociaż nasze doswiadczenia są zupełnie inne.
Nie chcę się nad sobą rozczulać, ale to nie do końca wychodzi. Szczególnie teraz, kiedy nie wiem, jak z tym żyć, kiedy nie wiem, czego nie mogę, gdzie są moje nowe granice, kiedy mimo wszystko nic nie wygląda tak, jak dawniej. Chociaż wiele rzeczy się nie zmieni, ale wiem, trzeba czasu, żebym to zobaczył. Chcę zobaczyć, co Pan mi przygotowal za niespodziankę. Może nigdy nie zrozumiem dlaczego.
Nie jest dobrze być samemu. W takiej chwili szczególnie.
Stanąć teraz, właśnie teraz, przed Panem Bogiem i powiedzieć Mu o Miłości.
Leszek