Niektórzy badacze podejrzewają, że między czystością Finlandii i wysoką zachorowalnością na cukrzycę istnieje związek przyczynowo-skutkowy. Należałoby teraz przekonać się, czy to nie brak ekspozycji na poszczególne grupy bakterii odpowiada za słabszą odporność fińskich dzieci, zwiększając ich podatność na chorobę. Tzw. hipoteza higieny, zakładająca, że dorastanie w czystości obniża sprawność układu immunologicznego, tłumaczyłaby również zwiększoną zachorowalność na astmę, alergie i wiele innych przypadłości.
- Mamy podstawy podejrzewać, że jest w nas coś, co uruchamia mechanizm choroby - tłumaczy Mikael Knip, profesor pediatrii z Uniwersytetu Helsińskiego badający cukrzycę od 30 lat. (…)
Cukrzyca typu 1, na którą cierpi około 37 mln ludzi na całym świecie, jest chorobą układu odpornościowego cechującą się niedostatkiem insuliny w organizmie, co przekłada się na zaburzony metabolizm cukrów. Najczęściej diagnozowana bywa u dzieci, nastolatków bądź młodych dorosłych, w zaawansowanej fazie może doprowadzić do uszkodzeń wzroku oraz organów wewnętrznych, jak nerki, znacząco zwiększa też ryzyko udaru bądź zawału serca. Szacuje się, że cukrzyca typu 1 skraca życie chorych średnio o 10 lat. (…) Dotychczas nie wynaleziono na nią lekarstwa, choć ostatnio nadzieje środowisk medycznych rozbudziła nowa metoda przeszczepiania tkanki odpowiedzialnej za produkcję insuliny (tzw. wysp) do trzustki chorych.
Salli Salonen zajmuje się cukrzycą typu 1 odkąd przed dziewięciu laty tę przypadłość zdiagnozowano u jej córki Emilii, wówczas niemowlęcia. Samotna matka dwojga dzieci Salonen początkowo nie radziła sobie z opieką nad chorą córką. - Było mi ciężko przede wszystkim dlatego, że bez przerwy musiałam sama podejmować poważne decyzje - wspomina. - Poziom glukozy u Emilii wykazywał znaczne wahania, zdarzało się, że nie mogłam podać jej posiłku na czas. Ogromnie się tym wszystkim stresowałam.
Dziewczynka rosła i z czasem nauczyła się utrzymywać glukozę w ryzach: dziś sama potrafi obsługiwać pompę insulinową i zmierzyć sobie poziom cukru we krwi w ciągu dnia. Od trzech lat Emilia uczestniczy w badaniu prowadzonym przez fińskich uczonych, pod kierownictwem Knipa, którym objęto łącznie 3500 dzieci z Finlandii, Estonii i Karelii - niegdyś fińskiej, dziś należącej do Rosji. Od wszystkich maluchów pobrano próbki krwi i tkanek, do porównania. Chociaż pochodzą z pobliskich terenów dość zbliżonych pod względem dziedzictwa genetycznego, dzieci wychowują się w środowisku o różnych standardach higieny i w różnym stopniu są zagrożone cukrzycą. Fiński wskaźnik 58 chorych na 100 tys. dzieci okazał się sześciokrotnie wyższy od wskaźnika Karelii. Wynik Estonii - 25-30 zachorowań na 100 tys. dzieci bardziej przypominał poziom zachorowalności w państwach Zachodu, przy czym warto zauważyć, że estoński wskaźnik w ciągu ostatnich 15 lat potroił swoją wartość.
Spośród objętych badaniem rejonów Karelia, na północ od Sankt Petersburga, jest zdecydowanie najuboższa. W porównaniu z fińskimi czy estońskimi dziećmi dzieci karelskie wychowują się we względnie brudnym otoczeniu. Przy tym są jednak w znacznie mniejszym stopniu zagrożone cukrzycą typu 1: wskaźnik zachorowań wynosi tu tylko 10 na 100 tys. dzieci rocznie. - Zajęliśmy się niemowlętami i małymi dziećmi, żeby sprawdzić, czy różnią się pod względem mikrobioty. Interesowały nas zwłaszcza mikroby chorobotwórcze - opowiada Knip.
Bakterie obecne w stolcu dzieci wraz z próbkami kurzu z ich domów przebadali uczeni z Harvard/MIT Broad Institute i Massachusetts General Hospital (MGH) w Bostonie. - Chcieliśmy poznać dokładną ścieżkę, jaką mikroby przedostają się do organizmu oraz dowiedzieć się, czy mikrobiota w organizmach dzieci jest względnie stała - dodaje Ramnik Xavier, z oddziału gastroenterologii w MGH. - W tym celu musieliśmy najpierw namierzyć bakterie, aby potem sprawdzić, czy nie przyczyniają się one do rozwoju cukrzycy. |
Wygląda na to, że rosyjskie dzieci częściej bawią się na dworze i więcej czasu spędzają w towarzystwie zwierząt. W domach raczej nie mogą liczyć na klimatyzację, a nawet na centralne ogrzewanie. Są w większym stopniu narażone na wirusowe zapalenie wątroby typu A, zakażenie bakterią helicobacter pylori (odpowiedzialną za wrzody żołądka) czy pierwotniakiem toxoplasmosa gondii, obecnym w odchodach kotów.
Vallo Tillman, pediatra i szef dziecięcej kliniki przy Uniwersytecie w Tartu, w południowo-wschodniej Estonii, z niepokojem mówi o najnowszych danych: nie dość, że coraz więcej dzieci w jego ojczyźnie słyszy diagnozę cukrzycy typu 1, to jeszcze chorują coraz młodsze osoby. Lekarz podejrzewa, że system odpornościowy Estończyków nie ma dziś okazji zahartować się, tak jak parę dekad wcześniej. - W czasach ZSRR budownictwo nie stało u nas na wysokim poziomie, mieszkaliśmy w nieszczelnych domach, pełnych przeciągów. Ostatnio jednak nasze warunki życia bardzo się poprawiły - zauważa.
Nie wszyscy uczeni bezkrytycznie akceptują hipotezę dotyczącą związku cukrzycy z higieną życia. - Nie można tego wykluczyć, lecz w najbliższym czasie nie uda się czegoś takiego udowodnić - zauważa Desmond Schatz, dyrektor do spraw medycznych centrum dla diabetyków przy University of Florida. - Jak na razie wiemy tylko tyle, że zmiana mikroflory bakteryjnej w jelitach może poprzedzać rozwój cukrzycy. Będziemy w stanie udowodnić, czy do takiej zmiany faktycznie dochodzi, lecz to jeszcze nie oznacza, że zmiana prowadzi do choroby.
Nawet jeśli Knip dowie się, jaka bakteria bądź kombinacja bakterii uruchamia w organizmie dziecka niszczycielski mechanizm cukrzycy typu 1, lekarz wcale nie ma zamiaru nawoływać do obniżenia standardów higieny w swej ojczyźnie. Należałoby raczej zastanowić się nad składem probiotyku, którym moglibyśmy wzmocnić dziecięcy organizm. - Dotychczas opracowane środki to za mało - zauważa Knip. - Musimy zastosować znacznie bardziej agresywne składniki, zdolne pobudzić układ odpornościowy dziecka, by w przyszłości chronić je przed cukrzycą.
Tymczasem amerykańscy badacze prowadzą obserwację licznych grup dzieci chcąc sprawdzić, czy te osoby, u których rozwinie się cukrzyca typu 1, wykazują pewne cechy wspólne. (…) - Pobieramy próbki wody pitnej, mierzymy poziom stresu w otoczeniu, sprawdzamy, w jakiej kolejności i w jakim czasie do diety dziecka wprowadzano kolejne produkty, pytamy o alergie i o kontakty ze zwierzętami - wylicza Beena Akolkar, jedna z koordynatorek projektu Environmental Determinants of Diabetes in the Young, w skrócie TEDDY. |
Wyniki tych badań oraz będące ich oczekiwanym skutkiem prewencyjne leczenie dla dziewczynek takich jak Emilia przyjdą zbyt późno. Salonen, wykwalifikowana programistka rozumie, że jej córka przez resztę życia będzie musiała godzić się z wymogami, jakie stawia choroba. Zamiast użalać się nad złym losem, matka pracuje teraz nad urządzeniem, zsynchronizowanym z telefonem, które w przyszłości pomoże małym diabetykom i ich rodzicom monitorować poziom glukozy i insuliny we krwi. - Jeśli zyskamy narzędzie wyświetlające te dane medyczne na bieżąco, nasze decyzje będą odtąd szybsze i bardziej adekwatne - zauważa.