Chciałem wam opowiedzieć co nieco o moim postrzeganiu cukrzycy. Otóż zachorowałem w 2000 roku (chyba kwiecień) i do tego właśnie dnia wszystko było dobrze. Mama zadzwoniła domofonem do domu. Wszystko niby normalnie, jednak coś było nie tak. Moja mama przez ostanie dni cos podejrzewała i postanowiła, że zrobi mi badania. No i tak właśnie gdy już przyszła do domu, zaczęła płakać. Powiedziała mi, że mam cukrzycę i musze iść do szpitala. No ale ja (nie tak jak większość chorujących) kompletnie nie wiedziałem co to za choroba więc nie płakałem ani się nie smuciłem. Dopiero w szpitalu lekarz mnie oświecił. No i spędziłem mile 3 tygodnie w szpitalu :). Zacząłem poznawać życie na nowo, tak jak gdybym się znów urodził. Teraz pochodzę do sprawy choroby bardzo dziwnie (dla niektórych) bo religijnie. Uważam, ze ludzie chorujący na ta chorobę są w pewien sposób obdarowani przez Boga. Nie martwcie się zastrzykami, ani posiadaniem powikłań, bo im gorsze życie będziecie mięć tutaj, tym bardziej Bóg wynagrodzi wam to w Niebie.
lr11@op.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, koniecznie
polubcie nasz profil na FB!