Mam na imię Patrycja. Na cukrzycę zachorowałam 1,5 roku temu. Był to październik 2002 r. (wykryto chorobę).
Objawy były takie jak u wszystkich, mianowicie: bóle głowy, pragnienie (w szkole na przerwach potrafiłam wypić nawet 1-1,5 litra wody, na przerwie 5 min.), nudności, senność, zmęczenie, bardzo mały apetyt - tak w ogóle nie miałam wcale, prawie nic nie jadłam. Piłam, a za chwilę musiałam zajmować łazienkę. Nie mogłam ugasić pragnienia. Czasami moja mama nie pozwalała mi w ogóle pić, ale mimo tego chodziłam bardzo często do łazienki, praktycznie co 10, 15 min. Chudłam i chudłam. Nie miałam na nic ochoty. Najchętniej mogłabym leżeć w łóżku i nic więcej nie robić. Czułam się fatalnie. Moczyłam się w nocy i wstydziłam się o tym powiedzieć domownikom. Koszmary w nocy były jeszcze takie, że również co 10 15 min musiałam chodzić do ubikacji. Miałam źle przeczucia jak i moja mama i siostra, że cos jest nie w porządku.
Te zdarzenia zaczęły się dziać po mojej grypie, choroba widocznie ujawniła tą inna chorobę.
Mama zaciągnęła mnie na sile na badania po tych wszystkich objawach. Po badaniu krwi okazało się iż mój poziom glukozy jest bardzo wysoki i grozi mi śpiączką cukrzycową. Lecz żeby to wszystko usłyszeć musiałam prosto z przychodni jeździć po lekarzach prywatnych. Najgorsze, że znalazłam tylko jednego w całym moim mieście Sochaczew.
Trafiłam dzięki cioci z Warszawy do szpitala, w którym ona pracuje. Trafiłam do słynnego szpitala na ul. Działdowskej. Tam zbadano mi ponownie poziom glukozy we krwi, który wynosił 557. Ale w tedy nie byłam jeszcze tego świadoma, że to jest dużo. Miałam dużo szczęścia. Trafiłam na bardzo milą i najlepsza doktor prowadząca.
W szpitalu przechodziłam szkolenia na temat cukrzycy, przez dwa tygodnie. Od czasu do czasu, no nawet jak mi się chciało to codziennie, wychodziłam pochodzić po ulicach warszawskiej dzielnicy Woli. Nie czułam się jak bym była w prawdziwym szpitalu, ponieważ w którym szpitalu można wychodzić na dwór na przepustki żeby sobie pochodzić. Nie chodziło się z pielęgniarkami lecz ze swoja rodzina.
Po jakimś czasie zbadano mi również poziom hemoglobiny. Wynosiła 11,5 (u zdrowego człowieka 5,5-6,5). Okazało się tym sposobem, że zachorowałam na cukrzyce gdzieś w czerwcu.
Po paru dniach kupiłam sobie własny glukometr, sama wstrzykiwałam insulinę z pena. Poziom cukru po tygodniu w miarę się ustabilizował. Cukrzyca się nie załamałam.
Po wyjściu ze szpitala cale moje dotychczasowe życie odmieniło się. Jadłam same zdrowe rzeczy. Nie opychałam się czipsami i dla własnego dobra zrezygnowałam z MC'Donalds. Wszystko sumiennie ważyłam itp. itd.
Cukrzyca mi już nie przeszkadza. Jestem na pompie insulinowej ponad 1 rok. O cukrzycy wiedza wszyscy moi rówieśnicy i traktują mnie normalne i troszczą się o mnie, wiedzą również wszyscy moi nauczyciele i tez SA bardzo wyrozumiali. Pomagają też czasami. Moi rówieśnicy jak widzą, że jestem blada to każą zbadać cukier, gdy jest za niski odraz ktoś idzie po jakiś osłodzony napój.
Jestem szczęśliwa.............!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Patrycja