Hej, nazywam się Angelika i choruję na cukrzycę od 6 lat. A oto jak ja zaczęłam chorować na cukrzycę. W wieku 8 lat byłam zwyczajnym dobrze rozwijającym się dzieckiem. Pewnego dnia zaczęłam bardzo dużo pić. Dziennie potrafiłam pić 5 litrów i to na dodatek nie były żadne słodkie napoje, tylko woda. Pewnego dnia moi rodzice zauważyli, że schudłam, wtedy zaczęli się niepokoić.
Wychodząc ze szkoły, pojechaliśmy do naszego rodzinnego lekarza, gdzie od razu skierowali mnie na badanie cukru. Na glukometrze, mój cukier wskazywał więcej niż 500, pobrali mi krew, po niecałej godzinie okazało się, że mój cukier to 898. No i wtedy zaczęła się podróż do Warszawy. Jadąc do szpitala usypiałam, rodzice mnie budzili, cały czas do mnie mówili. Gdy dojechałam do szpitala, od razu kroplówka, lecz to nie wydawało się takie proste. Wkłuwając mi się w ręce, pękały mi żyły. Dopiero za piątym razem im się udało.
Potem było coraz gorzej, zastrzyki, obliczanie, itp. Dla mnie tragedia... Bałam się opinii moich znajomych... że mnie wyśmieją, że jestem inna i w ogóle. Miałam mieć lekcje indywidualne, nauczycielka miała przychodzić do mnie do domu. Wróciwszy do domu, mama miała iść do szkoły i porozmawiać o lekcjach do szkoły. Lecz musiałam iść z nią, bo samej mnie nie zostawili by w domu, no i wchodząc do klasy wszystkie dzieciaki zaczęły piszczeć jak mnie zobaczyli i skakać nade mną. Wtedy stwierdziłam, że będę chodzić do szkoły. ;)
Potem klasa 4-6. Dostałam pompę i jakoś się już tym nie przejmowałam. W ten sposób podstawówka minęła bardzo dobrze. No i tak klasa 1 gim., wszystko szło pod górkę, każdy mnie na początku wytykał. Na WFie dziewczyny biegały, a ja musiałam robić sama co innego. Potem przeszło to wszystkim, no i zaczęła się pierwsza miłość.
Mojemu byłemu na początku nie przeszkadzało to, ale potem ze mną zerwał, bo powiedział, że nie będzie chodził z dziewczyną chorą na cukrzycę. Ja załamana, nienawidziłam się za to, że jestem chora. Robiłam różne głupie rzeczy. Potem dopiero stwierdziłam, że nie warto.
Teraz jestem ze wspaniałym chłopakiem ok. pół roku, któremu nie przeszkadza moja choroba. I tak naprawdę wiem, że ta choroba mi pomaga. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale cieszę się, że jestem chora. Bo bardziej niż ta choroba nic nie da nam w kość, tak naprawdę to ona się teraz liczy, bo jak się nią nie zajmiemy to stracimy to co najważniejsze, ŻYCIE! A z niego trzeba się cieszyć, nawet jak nie ma powodów, trzeba się uśmiechać. ;) Jak coś to piszcie, to może jakoś pomogę, bo już paru osobom pomogłam. Może i wam mi się uda :D
Angelika