Cześć! Mam na imię Laura i mam 15 lat. O tym, że mam cukrzycę dowiedziałam się dokładnie 2 grudnia 2010 r. Leżałam na szpitalnym łóżku podłączona do masy urządzeń. Nie wiedziałam co mam robić, czy płakać czy to zaakceptować, co na początku było bardzo trudne i dalej jest. W szpitalu była ze mną moja mama. Mama nie mogła powstrzymać łez, w końcu jestem jej dzieckiem. Ja starałam się być twarda, ale kiedy widziałam łzy mamy, nie mogłam się powstrzymać i sama płakałam.
Jak pewnie większość was wie przez przynajmniej 2 dni powinno się leżeć podłączonym do kroplówek i innych urządzeń. To chyba były najgorsze 2 dni mojego życia. Wtedy miałam dużo czasu na myślenie, a co się z tym wiązało? Płakanie... Kiedy już mnie odłączyli i mogłam wstać i chodzić było już coraz lepiej. Poznałam nowe osoby, które również były chore na cukrzycę. W szpitalu uczyłam się jak żyć z tą chorobą i jak postępować.
W końcu po 2 tygodniach mogłam wrócić do domu. Pierwsze dni, wspaniałe, remisja i picie soków. Potem to zwyczajnie zniszczyłam olewając sobie moją chorobę. Podjadałam i miałam cukry nawet ponad 500 mg/dl. Doszło nawet do takiej sytuacji, że przez 10 dni po prostu nie mierzyłam cukrów. Zniechęciłam się, przestałam patrzeć na to co jem. Moja cukrzyca i ja zupełnie się od siebie oddaliłyśmy.
W nocy wstawałam do toalety, piłam bardzo dużo wody, wypadały mi włosy. Straciłam motywację, potem czas płynął i płynął, aż o moich cukrach nie dowiedzieli się moi rodzice. Oczywiście przez cały ten czas oszukiwałam ich i podawałam im wspaniałe cukry. Rozmawiałam z mamą i to ona uświadomiła mi, że przecież to nie jest tragedia. Ludzie są sparaliżowani, ślepi, głusi i potrafią żyć. Moje cukry nadal szaleją, bo nie mam ustalonych dawek insuliny, ale już dziś wiem, że dam radę i sobie poradzę.
Nie postąpię tak jak wcześniej i będę dbała o moją cukrzycę, zaprzyjaźnię się z nią. A osobom, które jeszcze nie mogą sobie z tym dać rady polecam szczerą rozmowę z kimś bliskim.
Laura