Witam Wszystkich ponownie,
to moje drugie opowiadanie, pierwsze jest tutaj
Dzisiaj (13.03.2011) mijają równe dwa lata, odkąd zdiagnozowano u mnie cukrzycę, de facto stało się to w piątek 13ego. Od tego czasu wiele się zmieniło, jedno na lepsze, drugie na gorsze, ale zacznę od początku.
Na początku było w porządku, do wakacji w 2009, kiedy to pojechałem do pracy na polskie wybrzeże. Przez te 3 miesiące (wakacje studenckie) cukrzyca z dobrze prowadzonej zmieniła się w "żyjącą własnym życiem", czyli cukry miałem wysokie, rzadko sobie robiłem pomiar, po prostu się rozpuściłem i ciężko było mi się przestawić na poprawny tryb życia. Poszedłem na studia, a ten fakt wcale mi nie ułatwił powrotu do prawidłowego trybu życia, wstyd przed wykładowcami i kolegami po prostu mnie zżerał, jednak w ciągu roku akademickiego wszystko powoli wróciło do normy, ale łatwo nie było, hg wynosiło 8, czyli trochę za dużo, a do tego bałem się wizyty u diabetologa.
Cukry udało mi się ustatkować, jednak idealnie nie było - tak bynajmniej twierdził diabetolog. Więc starałem się dalej wszystko wyregulować. I znowu do wakacji, kiedy znów pojechałem do pracy, jednak te wakacje były gorsze, inne miejsce, inny kierownik, inna atmosfera, a do tego kilka wydarzeń, złych i dobrych, a to wszystko wpłynęło tak jak wpłynęło na moje samozaparcie do kontrolowania swojej choroby.
Cukry początkowo były w porządku, jednak kiedy kierownik, zwany przez nas "godzillą", zaczął, a raczej zaczęła nas wykorzystywać do granic, wszystko się diametralnie zmieniło, cukry ruszyły w górę i miałem duże problemy z zahamowaniem tego i szczerze mówiąc nie bardzo mi to wychodziło, ponieważ wysiłek był taki, że kilka razy dziennie miałbym hipoglikemię, a tak przynajmniej jej nie było, była za to jej siostra, hiperglikemia, więc nie wiem w sumie co gorsze, a do tego codziennie praca po 10,11,12 a nawet i 13 godzin dziennie.
Potem sprawy przybrały tragiczny obrót, ponieważ ja i moja dziewczyna padliśmy ofiarą kradzieży, straciliśmy sprzęt warty łącznie 3 tys., także strata dość bolesna. Początkowo chciałem wrócić do domu, ale tylko bym stracił na tym jeszcze więcej pieniędzy. Stres związany z tymi wydarzeniami jeszcze bardziej rozregulował mi cukry, przestało mi na czymkolwiek zależeć, tym bardziej, że sprawę pogorszało stanowisko mojego pracodawcy, który zamiast pomóc to wręcz przeszkadzał w wyjaśnieniu kradzieży (której dokonali jego byli pracownicy), jego pomoc ograniczała się do wydania nam kopii umów z danymi osób odpowiedzialnymi za kradzież.
Po tych kilku dniach żalu po kradzieży jakoś się uspokoiłem, ale cukry nadal miały się tragicznie, w nocy co godzinę lub dwie wędrowałem do toalety, piłem jak smok wawelski, nie miałem zdecydowania do tego, żeby się ukłuć. Brakowało mi motywacji. Potem czas tylko płynął - praca, odpoczynek, praca, odpoczynek i tak w kółko. Aż do 10 sierpnia 2010, wtedy zaciągnąłem moją lubą na latarnię morską (te wakacje spędzaliśmy na Helu, w Helu), oczywiście wcześniej uzgodniłem z osobą pilnującą wejście po zamknięciu, tak aby wejść na szczyt podczas zachodu słońca. Jak już udało się wdrapać to uklęknąłem i się oświadczyłem.
Zaręczyny zostały przyjęte, to był najszczęśliwszy dzień tego całego piekła (de facto hell - piekło, stąd określenie). Powoli zaczynało mi się udawać regulować cukry, ale nadal nie było idealnie, ze względu na styl pracy. Tak czas nam zleciał do końca wakacji, a w domu już było tylko coraz lepiej, ale znowu pojawiło się moje cukrzycowe lenistwo, a do tego okropny ból przy iniekcjach, który jak się potem okazało spowodowany był igłami, jednak odkrycie tego zajęło mi ponad dwa miesiące. Od tego czasu powoli, aczkolwiek skutecznie walczę z cukrzycą i przynosi to coraz lepsze efekty, trochę ze względu na moją narzeczoną, a trochę na napór osób postronnych ostrzegających przed powikłaniami, sama myśl o nich mnie przeraża. Dzisiaj mijają dwa lata, a moja choroba nadal nie jest taka jak powinna być, nadal się boję wizyty u diabetologa, jednak staram się walczyć z nią codziennie, mimo że wiele przeszkód jest na już i tak wyboistej drodze do sukcesu.
Pozdrawiam Wszystkich Słodkich
Mikołaj