Lek będzie kosztował tyle samo w każdej aptece, a firmy zapłacą nowy podatek. "Rz" dotarła do projektu przepisów, które określają, na jakich zasadach państwo ma dopłacać do leków. To jedna z najważniejszych ustaw dotyczących służby zdrowia. Na dopłaty do leków Narodowy Fundusz Zdrowia wydaje 8 mld zł rocznie. Nowe przepisy mają zwiększyć kontrolę nad tymi pieniędzmi.
Większość zmian dotyczy aptek, producentów leków i samych urzędników. Pacjenci odczują przede wszystkim likwidację tzw. promocji za grosz - lek refundowany ma mieć tę samą cenę w każdej aptece.
8 mld zł płaci rocznie NFZ za leki. Te wydatki mają rosnąć - do 10 mld zł |
Zmiany gorąco popiera jednak aptekarski samorząd: - Dziwne, że ministerstwo tak długo zwleka z zakazem. Przecież promocje za grosz to oszustwo - oburza się Krzysztof Przystupa z lubelskiej izby aptekarskiej. - Skoro producentom opłaca się dawać kilkudziesięcioprocentowe rabaty, to znaczy, że ceny leków w Polsce są zawyżone. Rzecz w tym, że do tych rabatów mają dostęp tylko duże sieci aptek. Chorzy, którzy korzystają z lokalnej apteki np. na wsi, muszą płacić więcej.
Aptekarzy denerwuje za to propozycja zostrzenia zapisu o zamianie przepisanych leków na tańsze kopie. Farmaceuta musiałby nie tylko informować pacjenta, że takie kopie istnieją, ale też mieć je w aptece.
- Nikt nie gromadzi wszystkich leków. To uderzy w małe przedsiębiorstwa - uważa Przystupa.
Pozostałe przepisy mają przynieść oszczędności. Marża na leki sprowadzane na indywidualne zamówienie pacjenta ma wynosić najwyżej 20 proc. (teraz nie jest określona). Marża, którą biorą hurtownie farmaceutyczne, ma spaść z 8,91 do
5 proc. "Prowadzenie hurtowni przynosi nieproporcjonalne zyski" - uzasadniają autorzy projektu. Ich zdaniem utrzymanie marży na dotychczasowym poziomie sprzyjałoby powstaniu monopolu.
Resort chce też wprowadzić nowy podatek dla firm farmaceutycznych - 3 proc. od dochodu z leków refundowanych. Ma to przynieść 180 mln zł rocznie, które mają trafić na badania naukowe prowadzone przez państwową Agencję Oceny Technologii Medycznych. - Taki podatek zwalnia budżet państwa z obowiązku utrzymania Agencji - uważa Leszek Borkowski, były szef Urzędu Rejestracji Leków. - - Nie wiem, czy takie podwójne opodatkowanie jest zgodne z prawem - zastanawia się.
Podatek ma być niższy, niż nieoficjalnie zapowiadano jeszcze kilka miesięcy temu (urzędnicy sugerowali wtedy wprowadzenie podatku od obrotu lekami, a to oznaczałoby wyższe opłaty). Ale i tak branża farmaceutyczna narzeka: - Jak mamy obniżać ceny? Obciąża się nas nowymi podatkami, wydajemy setki tysięcy złotych na analizy, których wymagają od nas urzędy - oburza się Irena Rej, szefowa izby gospodarczej Farmacja Polska. - Za nasze pieniądze ministerstwo chce zatrudniać rzesze urzędników.
Rzeczywiście, projekt zakłada, że to, czy dany lek ma dostać dopłatę państwa, mają oceniać dwie nowe komisje (ok. 30 nowych etatów). Jednak ich opinie nie będą dla resortu zdrowia wiążące. Stworzenie kilku instancji, przez które ma przejść wniosek refundacyjny, ma kosztować aż 3 mln zł. Zakładane wpływy od firm to jednak kilkaset milionów złotych rocznie.
Projekt zakłada też, że NFZ będzie więcej wydawał na leki - ma być na nie przeznaczona określona kwota - 20 proc. budżetu. Oznaczałoby to wzrost z 8 do 10 mld zł (przy budżecie wynoszącym tak jak teraz 53 mld zł).
Poza tym szczegółowo ustalono zasady refundacji (kiedy państwo dopłaca całość ceny, a kiedy np. 50 proc.) oraz to, jakie dokumenty firma musi przedstawić, by uzyskać dopłatę. Projekt umożliwia negocjowanie z firmami, np. płacenie tylko za leczenie tych pacjentów, którym pomogły.
Umowa z państwem trwałaby pięć lat - chyba że producent chciałby cenę leku obniżyć. Jego wniosek musi być wtedy rozpatrzony przez urzędników w ciągu miesiąca.
W sprawie zmian Ministerstwo Zdrowia odmawia komentarzy: - Będziemy udzielać informacji po przekazaniu ustawy do uzgodnień zewnętrznych (czyli po zakończeniu prac w resorcie - red.) - zapowiada rzecznik Piotr Olechno.