- Upiekło mi się... - powiedziałam cicho do przyjaciółki tuż po wyjściu od lekarza. Właściwie niewysoka blondynka, którą znałam od czasów piaskownicy, nigdy nie była moją przyjaciółką. Często powtarzała, że mnie lubi i dlatego krzyczy, bo chce przemówić mi do rozumu. Nigdy nie słuchałam, przecież miałam swoje zdanie. Nikt nie będzie dmuchał w kaszę uparciuchy.
- Czyli? - spytała podejrzliwie.
Miałam ochotę jak najdłużej siedzieć w gabinecie żeby odciągnąć w czasie rozmowę z Niki. Widziała, że coś jest nie tak, koleżanka chodzi smutna i zmartwiona, może powinna porozmawiać, wyżalić się... ?
- Upiekło mi się - powtórzyłam głośniej. - Nie mam cukrzycy.
Niki uśmiechnęła się promiennie, jednak po chwili jej uśmiech zrzedł. Wystarczyło, że spojrzała w błękitne oczy pełne łez.
- Nie wierzę ci - stwierdziła.
- A teraz? - dopytałam z podjudzającym charakterystycznym dla mnie uśmiechem. Niki zamilkła.
Nie wiem dlaczego nie powiedziałam prawdy. Hm, bałam się. To dziwne, niezrozumiałe i nieracjonalne. Przestawałam poznawać samą siebie. Nie mogę pojąć swojego zachowania - wstydzę się choroby, na którą chorują tysiące ludzi, a znajomi widzą we mnie tylko słodkie pocałunki i coś jak miś do przytulania. Może tylko tak mówią, a naprawdę boją się mojej choroby.
Zdarzało się, że zwlekałam z insuliną, bo "ludzie patrzą". Wydawało mi się, że są wszędzie, ściany mają uszy i wszyscy ze mnie drwią. Większość krzyczy, bo wiedzą, że źle robię. Sama rozumiem. Początki są trudne. Ostatnio miałam kolejny zły sen. Wywarł na mnie ogromne wrażenie. Śniła mi się prosta rzecz - zwyczajnie zmierzyłam sobie poziom cukru we krwi i wynik = 100 mg/dl. Byłam strasznie szczęśliwa. To odzwierciedlało moje marzenia, bo chciałam być zdrowa. Myślałam cały dzień, najbardziej, gdy trzeba wstrzykiwać insulinę. Czasem nie wiem gdzie się schować, dokąd pójść i czy sobie poradzę, a lekarz jasno się wyraził, że nie mam prawa tego nie robić. Chciałabym opowiedzieć bajkę ze szczęśliwym zakończeniem, ale fairy-tale gone bad. Wszystko, co pewne, to zmiany. Czasem na gorsze.
Pomimo tego wciąż wierzę, że choć czasem wszystko się sypie, to nagle, w chwili, gdy najmniej tego oczekujesz, świat znów staje na nogach.
- Upiekło mi się... - szepnęłam po raz kolejny - ponieważ mogę żyć!
Pozdrowionka ;)
Ola