Razem z pierwszym blaskiem słońca,
Gdy jasności nie ma końca
Gdy wsze zielsko jest skąpane
W rosie srebrnej, słodkiej, rannej
Kiedy kogut wstawszy z leża
Śpiewa arię swą do nieba
Rozpoczyna się mój słodki
Dzionek długi – skok przez płotki
A słoneczko pyta samo –
- jaki cukier dzisiaj rano?
I zaspanym krokiem sennym,
Glukometru wzrokiem mętnym
Szukam w szafie, szukam w torbie...
Niech no ja Cię tylko dorwę !!!!!!!!
Wreszcie sukces, ma wygrana
Ja tu szukam Cię od rana...
Ty zaś w spodniach mych kieszeni
Chowasz skrycie się jak w sieni...
I tu pierwsze me życzenie
Żeby cukier jak marzenie
Oczom moim się ukazał
Bo mi lekarz tak nakazał
Biorę więc mój oręż w rękę...
Palec kłuję czując mękę...
Krew ma słodka i tak żywa
Na glukometr wnet już spływa
Teraz chwila niepewności
Moment ciszy tu zagości...
Myślę sobie co wyniknie...
Co z talerza mego zniknie
Tu się pierwszy płotek rodzi
Cukier 200 – się nie godzi
Wnet z menu śniadania znika
Świeży sernik, kęs piernika
Trzeba znowu zjeść oszczędnie
Bo mi cukier znów obłędnie
Skibka chleba, chaps serdelka
To ma cała uczta wielka
I kolejne więc ukłucie
Muszę zrobić sobie w brzuszek
Insuliny dawkę małą...
Muszę przyjąć godnie, z chwałą
Żeby cukier szybciej zleciał
To po rower żem poleciał
Aby zrobić wokół domu
Rundę woli i honoru
Gdy zziajany powracałem
Z tej wyprawy „końskim cwałem”
Wnet poczułem rąk mych drżenie
Oko mętne, gniewu wrzenie
No i cukier ten trzydzieści
Nie jest żartem w mojej pieśni
Szybko cukru duża miara,
Już została mi podana
Chwilę później obiad zjadłem
Ciesząc oko dobrym jadłem
I makowcem i sernikiem
I babeczką i piernikiem
Lecz niestety słodka chwila
Swój rachunek wystawiła
Cukier 300 mnie nawiedził
I pan keton mnie odwiedził
W tym momencie wnet spojrzałem
Wzrokiem świeżym i dojrzałym
Na mój pojazd – tutaj brawa !!!!!!
Który zbawi mnie od pawia...
W sen kamienny już zapadłem
Stówa cukru moim godłem
Śpię i marzę o świtaniu
Z cukrem stówa na śniadaniu
Łukasz Piosik