Witam serdecznie.
O mojej cukrzycy dowiedziałam się w nieciekawych, a na pewno zaskakujących dla mnie okolicznościach. Od pewnego czasu bardzo źle się czułam, potrafiłam wypić na jeden raz 1,5 litrową butelkę wody, bardzo schudłam. Ważyłam 46 kg. Czułam się bardzo źle, nie miałam siły dojść z dzieckiem do swojego mieszkania na czwartym piętrze. Oczywiście wiedziałam, że dzieje się coś niedobrego, ale bardzo bałam się również dowiedzieć się, co to jest. Może nerwy, nerwica... nawet będąc w szkole koleżanka podsunęła mi, że to może być cukrzyca. Jej mama chorowała, znała więc objawy, ale mi wydawało się to nieprawdopodobne, żeby mnie spotkała taka choroba, ponieważ nikt w mojej rodzinie nie chorował na cukrzycę. Zaraz po Wszystkich Świętych okazało się jak bardzo się pomyliłam.
Byłam w domu sama z 2,5-letnim dzieckiem, od samego rana bardzo źle się czułam. Po południu miałam jechać do szkoły, chodziłam wtedy do studium policealnego, zajęcia miałam od 16-stej. Tego dnia nie pamiętam w ogóle, co robiła moja maleńka córeczka? Nie wiem. Dzięki Bogu mąż wrócił z pracy wcześniej. Znalazł mnie w łazience, nieprzytomną, a mała siedziała cichutko obok mnie, jakby mnie pilnowała... Cały czas byłam w piżamie, mąż szybko mnie ubrał i zniósł z tego 4-tego piętra, a córka szła grzecznie za nim. Zawiózł mnie do szpitala, a tu zaczęły się pytania, czy się nie pokłóciliśmy, czy nie brałam jakichś leków, nawet sprawdzili, czy nie zażyłam jakiegoś narkotyku, chociaż nigdy nie miałam z tym świństwem do czynienia.
Po dokładnych badaniach okazało się, że mam 670 cukru i jestem w głębokiej śpiączce cukrzycowej. Noc dla mojej rodziny była straszna, ale dzięki Bogu lekarze szybko postawili mnie na nogi, już następnego dnia wybudziłam się, a pierwsze moje słowa brzmiały, że miałam jechać do szkoły. Powoli dochodziłam do siebie, wiadomość o chorobie była dla mnie straszna, ale najważniejsze było to, że żyłam, bo miałam przecież dla kogo...
Mój mąż bardzo mi w tym czasie pomógł, szybko nauczył się robić mi insulinę. Miałam wtedy 22 lata, choruję od czterech lat, oczywiście bardzo boję się powikłań, miałam już operowaną zaćmę, na razie na jednym oku, z drugim czekam, ponieważ w między czasie urodziłam drugie dziecko. Bardzo się o nie bałam, ale lekarz doradził mi, że teraz jest najlepszy moment, później mogą pojawić się problemy. Synek w lipcu skończył roczek i chociaż codziennie boję się o niego i o jego siostrę to jestem szczęśliwa. Mam najcudowniejszą rodzinę na świecie. Dziś przeczytałam bardzo wzruszającą książkę, o kobiecie, która umarła na raka i wszystkim załamanym z powodu zachorowania na cukrzycę mogę powiedzieć DZIĘKUJCIE BOGU, ŻE TO TYLKO CUKRZYCA, BO Z TYM MOŻNA ŻYĆ.
Pozdrawiam i życzę dużo siły i wytrwałości.
Anna