4,5-letni Jakub Szmyt krótko miał szczęście być przedszkolakiem. Gdy lekarze wykryli u niego cukrzycę, okazało się, że choroba odebrała mu prawa należne w Polsce każdemu dziecku. Kuba przestał uczęszczać do przedszkola, bo jego personel nie ma prawa podać mu insuliny, a tak naprawdę przycisnąć guziczka w supernowoczesnej pompie insulinowej, którą rodzice nabyli na własny koszt, by spełnić marzenie synka. Kuba nie chce siedzieć w domu, tęskni za rówieśnikami, marzy o wspólnej zabawie i nauce. Na próżno jednak jego mama, Kasia Boniewicz-Szmyt, mieszkanka gdańskiego osiedla Żabianka, szuka dla chłopczyka miejsca w przedszkolu na trasie od Sopotu do Gdańska. Żadne nie chce przyjąć małego diabetyka.
- Nasza gehenna zaczęła się w październiku dwa lata temu - zaczyna Kasia, mama Kuby. Gdy lekarze wykryli u chłopca cukrzycę, przedszkole przy ul. Gospody, do którego wtedy uczęszczał, odmówiło nad nim dalszej opieki. Pani przedszkolanka od razu zapowiedziała, że się nie przeszkoli, choć pielęgniarka edukacyjna z Akademii Medycznej gotowa była w tym pomóc.
- Miesiąc później los się jednak do nas uśmiechnął - przyznaje Kasia.
Kubę przygarnęło przedszkole siostr antoninek w Gdańsku Oliwie. Chłopczyk rozwijał się tam i czuł wspaniale. - Głównie za sprawą siostry dyrektorki, która nie tylko nauczyła się pod okiem pielęgniarki z oddziału diabetologii dziecięcej, jak pomagać Kubie, ale na dodatek robiła to wspaniale.
- Synek jest w stanie sam zmierzyć sobie poziom cukru glukometrem - tłumaczy jego mama. - Problem w tym, że nie potrafi jeszcze sam odczytać wyniku. I w tym właśnie wyręczały go siostry. Pomagały mu też obsługiwać pompę insulinową nr 1 na świecie, którą zdecydowali się kupić dla niego rodzice. Na tym kończyło się specjalne traktowanie Kuby. Chłopczyk chodził na religię, angielski i gimnastykę. Brał udział w przedstawieniach, chętnie uczył się piosenek i wierszyków. Niestety, idylla trwała zaledwie do połowy września 2007. Wtedy to rodzice Kuby dowiedzieli się, że mają zabrać dziecko, gdyż przedszkole nie będzie zajmować się chorymi przewlekle. Na krótko udało się potem umieścić chłopca w przedszkolu integracyjnym przy ul. Tysiąclecia.
- Bomba wybuchła w połowie stycznia tego roku - relacjonuje Katarzyna Boniewicz- Szmyt. Na spotkaniu z dyrektorami przedszkoli kurator odczytał pismo z MEN, w którym napisano, że opieka nad dziećmi z cukrzycą, epilepsją itd. to sprawa rodziców. Według MEN przedszkolanka nie ma prawa podać dziecku żadnego leku, w tym insuliny, nawet po przeszkoleniu. I trudno nie przyjąć tego argumentu. Prawo do tego mają jedynie pracownicy medyczni.
Rodzice Kuby nie zamierzają się poddać. Lista instytucji, do których apelują o respektowanie praw dzieci chorych przewlekle, jest długa. Pomoc w rozwiązaniu tego problemu zaoferowała Hanna Zych-Cisoń, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków i wiceprzewodnicząca Sejmiku WP. Sama od dzieciństwa choruje na cukrzycę.
- Nasz synek dość już wycierpiał - mówi mama Jakuba. Nie może czuć się gorszy przez swoją chorobę.
Problem narasta
Z doktor Beatą Sztangierską, z oddziału diabetologii dziecięcej AMG rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz.
- Czy to wielka sztuka nauczyć się podawać dziecku insulinę?
- Rodzice tę sztukę opanowują. Nawet małe dzieci potrafią ukłuć sobie paluszek i zmierzyć poziom glukozy we krwi.
- A przedszkolanka?
- Mamy na oddziale pielęgniarkę edukacyjną. Każdy by się nauczył. Ale nie w tym rzecz.
- No to w czym?
- Nawet po przeszkoleniu panie przedszkolanki nie nabywają uprawnień do tego typu zabiegów. Fakt, że w niektórych przedszkolach podają dziecku insulinę, to z ich strony wielka uprzejmość. Nawet zastrzyku z glukagonu, ratującego życie w przypadku niedocukrzenia, nie wolno im podać, choć nie zaszkodziłby, gdyby okazał się niepotrzebny.
- Widzi Pani wyjście z tej sytuacji?
- Problem cukrzycy u dzieci dramatycznie narasta. W tej chwili mamy na oddziale piątkę chorych dzieci w wieku 3-5 lat. W sumie na Pomorzu mieszka już 180 pacjentów z cukrzycą w wieku przedszkolnym i do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Władze muszą ten problem rozwiązać.
Foto: T. Bołt