Moje zmagania z choroba rozpoczęły się jakieś 20 lat temu. Wtedy jeszcze to choroba nie była tak bardzo rozpowszechniona jak dziś... nikt nie potrafił zdiagnozować choroby. Zawsze wychodziłem z założenia, że pomoc drugiej osobie jest czymś oczywistym. Zostałem Honorowym Dawcą Krwi... wszystko co dajesz wraca do Ciebie... i do mnie wróciło, w taki właśnie sposób dowiedziałem się o chorobie... ale co to znaczy być cukrzykiem? Wiadome mi było tylko, że miałem zwiększone pragnienie, którego przyczyny nie potrafiłem wytłumaczyć, zwiększony apetyt i spożywanie dużych ilości pokarmów, zmiany na skórze i bardzo długie gojenie ran... wiedziałem, że od tego momentu konieczne jest branie leków. Początkowo były to tabletki, lecz w końcu i od nich wysiadały pomału moje organy: wątroba i trzustka... do tego doszedł problem z wagą... straszne chudnięcie, ostatnie do wagi 53 kg... w ostateczności wizyta w szpitalu, rozmowy z diabetologiem i przejście z tabletek (które tak naprawdę więcej szkodziły niż pomagały) na insulinę.
Teraz mój stan zdrowia uległ poprawie. Czuję się naprawdę dobrze, moja waga się unormowała. Dzięki pomocy żonie, która dostosowała kuchnię do mojej choroby i dzięki dzieciom, które zakupiły sobie psa Aresa, z którym z wiadomych przyczyn pozostało mi już wychodzić na dwór.
Co do sportu to nigdy nie miałem na niego zbyt wiele czasu, praca - rodzina i dom, to wystarczało. Teraz moją gimnastyką jest codzienne zmaganie się z wejściem na 4 piętro. Jest ciężko bo człowiek co roku starszy, a nie młodszy. Poranne i wieczorne spacery z psem, w wakacje pływanie w jeziorze, grzybobranie i całoroczne prace w ogrodzie: kopanie, palenie, pielęgnacja drzew, krzewów i trawy, która jest moim oczkiem w głowie. Sprawia mi to wiele więcej radości niż kiedyś. Także pomimo choroby i różnych problemów z nią związanych moje życie toczy się dalej.
Maciej z Głogowa
(dane do wiadomości Redakcji)