Cukrzycę wykryto u mnie kiedy miałem 7 lat. Mama mnie wzięła na badania do pani doktor, ponieważ martwiła się o mnie. Powodem jej zmartwień było to, że cały czas mi się chciało pić. Mogłem pić całą dobę. U lekarki wyszedł mi poziom cukru powyżej 200-u. Tego samego dnia poszedłem do szpitala w Cieszynie, a ostatecznie wylądowałem w szpitalu nr 3 w Bielsku-Białej. Na początku dramat, załamanie, płacz, lecz z czasem się zacząłem przyzwyczajać do mierzenia cukru i brania zastrzyków. Po wyjściu ze szpitala i po powrocie do domu, było ciężko. Cukry miałem dosłownie w kratkę, ale po czasie się to unormowało. Bardzo ważną rzecz jest przy insulino terapii, żeby przy planowanym wysiłku zmniejszyć insulinę i mieć przy sobie dodatkowy wymiennik. A w trakcie eksploatacji przy maleńkim symptomie (np. drżenia rąk, mocne pocenie się, zmiany nastrojów, duży apetyt) momentalnie coś zjeść.
W wieku 12-u lat (miałem wtedy cukrzycę 5 lat) zacząłem trenować piłkę nożną w klubie Mieszko Piast. A, że boisko przyciągało mnie jak magnes, kopałem w piłkę na okrągło. Myśląc o tamtych czasach, jestem zmuszony przyznać, że nie samochody, klocki, lecz okrągły przedmiot zwany piłka był dla mnie nieodłącznym elementem zabaw. Na początku, mam na myśli pierwsze trzy miesiące treningów, nie miałem żadnych problemów. Udawało mi się świetnie łączyć naukę, sport i cukrzycę.
Ale w którymś momencie po powrocie do domu z klubu, położyłem się spać i straciłem świadomość. Wtedy pierwszy raz moi rodzice zmuszeni użyć Glukagenu. Ten gwałtowny spadek poziomu cukru we krwi był spowodowany tym, że przez intensywny ruch cukier mi spadł nawet 6 godzin po wysiłku, a w połączeniu z działaniem insuliny nocnej (brałem w tym okresie czasu Humulin N) dało to nieprzewidziane skutki. Wręcz dramatyczne. Rodzice byli przerażeni. Najgorsze w tym wszystkim było, że użycie Glukagenu było konieczne, ponieważ nie przyjmowałem ani jedzenia, ani soku. Byłem agresywny, podobno - nie pamiętam, bo nie byłem świadom. Gdy ten "nieprzewidziany skutek" miał miejsce po raz trzeci zrezygnowałem z piłki nożnej. Nad rozstaniem z "nogą" ubolewałem niezmiernie, lecz szybko odnalazłem się w siatkówce.
Do klubu się nie dostałem, bo za drobny jestem. Około 10-u, 15-u centymetrów mi brakowało, ale zacząłem grywać ze starszymi kolegami na osiedlu, gdzie chłonąłem technikę niczym pijawka zasysa krew. Szybko zrozumiałem na czym polega siatkówka. Takie elementy jak zbijanie, rozgrywanie, zagrywka, odbiór na początku wychodziły miernie. Z czasem szły coraz lepiej. Jest to dużo bardziej stateczny sport niż piłka nożna. W każdej chwili mogę zejść z boiska, bo akcje są krótkie. Jeżeli jeden gracz nie ma pojęcia co się dzieje na boisku, to ewidentnie to widać, a w piłce da się to ukryć. Poza tym w grze gdzie trawiaste boisko i dwie bramki, trzeba cały czas biegać, skakać, kopać, a to obniża poziom cukru we krwi. Wyczytałem, że piłka nożna nie jest wskazana dla cukrzyków, a piłka siatkowa jest jak najbardziej w porządku.
Przez całe trzy lata gimnazjum uczestniczyłem w zawodach z siatkówki, piłki nożnej i lekkiej atletyki. Z piłki nożnej odpadliśmy w powiatowej rywalizacji. Przegraliśmy z zespołami o wiele lepiej zgranymi niż byliśmy my. Z chłopakami z gimnazjum nie mieliśmy kiedy ze sobą trenować. Było to spowodowane napiętym planem lekcyjnym na początku roku - graliśmy na jesień. Z lekkiej atletyki również odpadliśmy przy rozgrywkach powiatowych. Ja miałem biegać, bo na 100 m miałem bardzo dobry czas, lecz nauczyciel z wychowania fizycznego bał się o mnie. Dlatego pchnąłem kulą. Nie jestem jakoś przesadnie zbudowany, ale obrałem dobrą technikę i wypychałem kulę na duże odległości. Na zawodach, których odpadliśmy nie poszło mi najlepiej. W ogóle towarzysze również się nie popisali. Z siatkówki mieliśmy dobry skład i dzięki temu doszliśmy do rozgrywek wojewódzkich. Graliśmy pod koniec zimy, więc mieliśmy czas na przygotowanie. Z innej strony siatkówka to jest typowo gra halowa, a że my mieliśmy świetną halę w szkole, to mogliśmy często trenować. Byłem uniwersalnym zawodnikiem, czyli mogłem rozgrywać, zbijać i przyjmować. Na zawodach wojewódzkich to już było inaczej niż wcześniej, przeciwnicy byli dużo lepiej przygotowani. Wzrostem przewyższali nas znacznie. Zajęliśmy 4 miejsce. Bardzo miło wspominam te czasy. Zawsze partnerów z drużyny dziwiło, że jem tuż przed grą - tłumaczyłem się zawsze, że muszę. Obowiązkowo podczas gry miałem w pobliżu "szybki wymiennik" czyli sok lub jabłko. Obecnie grywam w środy i piątki ze znajomymi z osiedla i okolic. Rzecz jasna przed grą mniej insuliny do posiłku i zawsze szybko przyswajalne węglowodany w zasięgu ręki.
Jestem zdania, że cukrzycę ze sportem da się pogodzić, lecz trzeba mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Należy być tak zorganizowany, aby nie uczestniczyła przy intensywnym ruchu żadna hipoglikemia, a to nie jest duży problem. Z cukrzycą da się żyć!
Jarek
(dane do wiadomości Redakcji)