Wychudzony, bez siły, przez dobę w śpiączce walczyłem o życie. Ten cios od losu, balansowanie na granicy życia i śmierci dało mi porządnego kopa. Zmieniłem się, chyba na lepsze :), przynajmniej wszyscy tak mówili. Z tak ciężkiego stanu ze szpitala wyszedłem po 10 dniach, już z całkiem dobrymi cukrami. Tu duża zasługa mojej Pani doktor, bez której pewnie bym tego nie pisał.
Pierwsze chwile w domu to pół godziny płaczu, które skończyły się postanowieniem, że cukrzycę muszę potraktować jako nową część mnie i tyle.
Pierwsze kilka miesięcy z cukrzycą to zawód miłosny, rozstanie z dziewczyną, z którą byłem bardzo długo, niezbyt przychylne przyjęcie w szkole i parę innych problemów. Tylko cukry i hemoglobina były dobre :). Mniej więcej po roku wszystko zaczęło się układać. Poznałem dziewczynę, która jest już od 3 lat moją żoną i dla której moja choroba to po prostu część mnie. Czekamy teraz na dzidziusia, który ma się pojawić na świecie w styczniu.
Już na pierwszej randce powiedziałem jej, że jestem chory bojąc się jej reakcji, ale było ok. i tak już zostało do dziś. To z nią dopiero zacząłem żyć. Po roku znajomości poszliśmy na pielgrzymkę do Wilna, dwa razy byliśmy też w USA. Zaczęliśmy też studiować. I od razu zapisałem się do sekcji tenisa ziemnego AZS-u, w której grałem przez 5 lat. I tu zaczyna się w moim opowiadaniu motyw sportu.
Tenis ziemny to pasja, która towarzyszy mi dłużej niż cukrzyca, bo już 13 lat. Nie mogę pochwalić się jakimiś dużymi sukcesami, ale przez cały okres choroby zagrałem ok. 20 turniejów, w tym 4 turniej o mistrzostwo Uniwersytetu i ten najbardziej cenny start - w ostatnim roku studiów trener sekcji zabrał mnie na Akademickie Mistrzostwa Polski w tenisie. Byłem tak szczęśliwy, że nawet sromotna porażka nie popsuła mi humoru. W swoim rodzinnym mieście zagrałem też kilka turniejów i odniosłem w nich kilka sukcesów (3 i 4 miejsc). Tenis to moja pasja i każdy mecz sprawia mi mnóstwo radości. Chwilę słabości mam tylko wtedy, gdy nagle opuszczają mnie na korcie siły i wtedy czuję jak przegrywał... z chorobą. Albo jak gram jakiś turniej 1-dniowy poza miejscem zamieszkania i przychodzą duże wahania cukrów, które w późniejszych jego fazach odbierają mi zupełnie siły. Tylko o to mam do swojej choroby pretensje :).
I jeszcze jedno - moje przygoda tenisowa pozwala mi na to, że HbA1c jest cały czas w przedziale między 5,7 a 6,7.
Aha - wszystkich chętnych cukrzyków i nie tylko zapraszam na lekcje tenisa, których udzielam "zdrowym" ludziom :). Dla "słodkich" zniżka :P
Pozdrawiam wszystkich chorych, których moje wypociny choć trochę podniosą na duchu. Możecie do mnie napisać, jeśli chcielibyście pogadać.
Krzysiek
(dane do wiadomości Redakcji)