Wszystko zaczęło się w grudniu 2005 roku...
Zachorowałam na grypę, zażywałam antybiotyk i... wyzdrowiałam. I nagle zaczęłam pić, mało jadłam, ciągle czułam pragnienie. Pamiętam, że przyszły Święta Bożego Narodzenia a ja na Wigilii wypiłam duży garnek kompotu z suszu. Wtedy zaczęłam się niepokoić, że coś jest nie tak.
Mój młodszy 16-letni brat choruje na cukrzycę 6 lat i pomyślałam, że to może być to samo, ale oczywiście nie zmierzyłam cukru, bo cały czas miałam nadzieję, że mi przejdzie. W ciągu 2 tygodni schudłam 4 kilo, miałam zaburzenia widzenia, byłam bardzo senna i coraz bardziej się bałam.
11 stycznia w końcu powiedziałam do męża żebyśmy pojechali do rodziców, bo chcę zmierzyć sobie cukier. Wojtek (mój brat) wyciągnął glukometr, ale niestety pojawiło się na nim oznaczenie HI. Nie wiedziałam jeszcze wtedy co ono oznacza, ale brat szybko mi wyjaśnił, że kiedy cukier jest wyższy niż 600, to glukometr go nie zbada.
Pamiętam, że zaczęłam strasznie płakać, od razu pojechaliśmy do przychodni i tam historia się powtórzyła, to samo oznaczenie na glukometrze w gabinecie zabiegowym. Jeszcze tego samego dnia wylądowałam w szpitalu, wynik z badania laboratoryjnego brzmiał jak wyrok: cukier 530. I tak zaczęło się moje życie z tą chorobą.
Dość szybko połapałam się o co chodzi, jak trzeba przeliczać WW, ile dawać insuliny itd.
Razem z bratem konsultujemy się i jakoś sobie radzimy :) Jestem na insulinie Lantus i Humalog. Cukry są różne, mam słabą wolę i jem słodycze. Nie jest łatwo, ale naprawdę można żyć szczęśliwie.
Mam 2,5 rocznego synka i mam wielką nadzieję, że on nigdy nie będzie chory.
Jeśli ktoś chce pogadać ze mną na temat słodkiego życia :) to podaję mój nr gg: 3967308.
Pozdrawiam!
Mysza