Witam wszystkich.
Mam na imię Kinga, mam 32 lata. 21 stycznia, mój syn, skończył dwa i pór roku. Na początku grudnia zeszłego roku zachorował na cukrzycę. Nie zapomnę tego dnia do końca życia, mój spokojny świat nagle runął pod ciężarem choroby. Igorek, tak ma na imię mój cukierek, prawie nie chorował, katar, przeziębienie czy trzydniówka, to przecież nie są poważne choroby, a tu nagle cukrzyca. W rodzinie nie ma cukrzycy, więc nie było podstaw nawet o niej myśleć.
Jestem pielęgniarką, przez przeszło 10 lat pracowałam na intensywnej terapii, to jest oddział, jak zapewne wielu z Was wie, gdzie przebywają pacjenci w najcięższym stanie, wielokrotnie przyszło mi się spotkać z nieszczęściem rodzin moich pacjentów, i pamiętam jak dziś, nie chciałam znaleźć się na ich miejscu, ale się znalazłam.
W szpitalu byliśmy 8 dni, przez pierwsze trzy dni Igi leżał pod kroplówką, a ja wyłam z bólu i rozpaczy patrząc na niego. Ale jednak szczęście, w tym wszystkim, nam dopisało, cukry wracały do normy i po odłączeniu od kroplówki, Igorek został przełączony na pompę insulinową, nie chce myśleć o tym jak by wyglądało nasze życie bez pompy.
Teraz jest raz lepiej raz gorzej, przynajmniej w moim przekonaniu, źle znoszę wyższe cukry, Igi znosi lepiej. Ja popadam w paranoje, chciałabym, żeby cukry były idealne. Przerażają mnie powikłania i fakt, że jeszcze CAŁE życie przed nim, z cukrzycą. Chociaż nie jestem, z chorobą mojego dziecka sama, czasami czuję się jakby tak właśnie było. Mieszkam w Krakowie, jeśli jest choć jedna mama, która tak samo jak ja ma dziecko cukiereczka, w podobnym wieku lub starsze i chciałaby, mogłaby się ze mną skontaktować, podaje mój nr GG 2686426.
Pozdrawiam.
Kinga :)