Już od pewnego czasu milczałem; wakacje i inne - takie prywatne problemiki, mało mające wspólnego z naszą chorobą. Muszę jednak uspokoić siebie i czytelnika - że pamiętałem (i pamiętam) o codziennym pomiarze cukru, niestety i ciśnienia - w moim przypadku. Codziennie też - nie zależnie od pogody - wędruję z psem Tofikiem po pobliskich lasach. Spacer i powietrze, systematyczny wysiłek i dieta - no - w miarę zdyscyplinowane przestrzeganie rygorów związanych z chorobą - naprawdę dało dobre rezultaty.
Czuję się dobrze, mam humor i swą postawą udaje mi się - "zarażać" optymizmem innych, szczególnie ludzi starszych, którzy raptem dowiadują się o cukrzycy - czasem przypadkowo przy innych badaniach. A o tych przypadkach dowiaduje się zwykle "pocztą pantoflową", jak to na wsi... czasem ktoś pyta - "jak pan to znosi?" No i wtedy zaczynają się długie nasze rozmowy, pocieszanie, a przede wszystkim przekonywanie - że z tym nie tylko trzeba - bo jakie wyjście - ale DA SIĘ ŻYĆ. Stopniowo pokazuje swój sposób leczenia, zachęcam do spaceru, do wędrówek, do aktywności - na miarę możliwości, chęci i temperamentu... W wielu przypadkach moje perswazje skutkują. Niektórzy - jakoś po cichu - naśladują. I to cieszy. Muszę tu dodać, że przez lata byłem tu matematykiem i szefowałem w szkole co jakby jednak owocuje sporym wpływem na znanych mi od 30-tu lat ludzi. No i przykład - jak jemu pomaga, leczy się i nie daje się - no to i może mnie... Przykład i konsekwencja jest zaraźliwa... i o to tu chodzi. Najtrudniej pomóc młodym ludziom - chorym na cukrzycę - młodym - w wieku 16-22 lata. Ich temperament, siły witalne no i... hamulce są bardzo stresogenne.
Informacja o chorobie i nakładane rygory zachowań, dieta... to szok i często prawie załamanie... Tam też - na prośbę lekarza czy rodziny niejako przypadkiem napotykam młodego człowieka i zwykle dość szybko stajemy się "kumplami" od tej samej choroby, no i zaczyna się dość długa "pedagogizacja". I cieszę się, że na ogół jestem słuchany, czasem wypytywany o różne z tą chorobą związane perypetie, czasem (po cichu) - szybko dokształcam się - by jakoś rozsądnie coś poradzić. W tym wszystkim - zastanawiam się, co jest przyczyną tak dużej skali tej choroby. I najbardziej smuci, że atakuje coraz młodszych... Choć czasem myślę, że ci starsi chorowali już wcześniej - nie wiedząc o tym.
Wiem - z obserwacji i doświadczenia - że szczególnie w początkowym stadium choroby - w jakby okresie oswajania się - trzeba z cukrzykiem dużo rozmawiać, pokazywać sposoby leczenia i łagodzenie różnych jej przejawów, ustrzegania się - nie - niedopuszczania do powikłań. A to naprawdę zależy od naszego podejścia i samodyscypliny. Młodzi są niecierpliwi i trzeba im pomagać przetrwać najgorszy okres. Co ciekawe - dzieci znoszą chorobę łatwiej... i pogodniej, szybciej godzą się na uwarunkowania... No i godzą się, ze swoją chorobą. Myślę, że takie uwagi - często trzeba czynić rodzicom i opiekunom ludzi młodych... ale z wyczuciem... aby nie popłoszyć...
Idzie piękna złota jesień.... tyle można na spacerze pogadać... Warto! Bo nie ma nic wartościowszego jak życie, również z chorobą. Pozdrawiam wszystkich cukrzyków, jeśli już z nią walczycie jakiś czas, wiecie dobrze, że jakoś się z tym żyje... Pomagajcie innym, szczególnie w tym początkowym stadium, kiedy człowiek się z chorobą oswaja. WARTO! DOBRY UCZUNEK I ZAJĘCIE I MOŻE NIESIECIE RATUNEK KOMUŚ ZDESPEROWANEMU. ŻYCZE POWODZENIA!!!
Mój GG: 9107683.
EDMUND z pod Choszczna