Witam, mam na imię Adam, jestem 40 letnim mężczyzną.
Cukrzyca, nigdy nie była dla mnie czymś egzotycznym i nieznanym. Gdy miałem około 10 lat, zachorował na nią mój ojciec; zawsze pamiętam jego ciągłe wyrzeczenia, naszą (rodzinną) pomoc dla niego. Nasze wyrzeczenia, gdy w czasach, gdy w sklepach był jedynie ocet i herbata, dla taty prowadziło się oddzielną kuchnię, gdzie znalazła się i wymarzona przez nas dzieci – parówka i plastry szynki (takiej chudej). Dla nas pozostawał pasztet, dżemy, salceson, smalec ze skwarkami. Ale i on nam zazdrościł, gdy my jedliśmy jajecznicę na boczku, a jemu pozostała chudziutka wędlinka albo pochłanialiśmy kiełbasę smażoną z cebulką jemu pozostawiając jedzone pomidory (które późną jesienią po prostu się nudziły). Było też pilnowanie terminu zażywania tabletek, potem z biegiem lat pojawiła się insulina; najpierw były to strzykawki, potem peny.
Pomimo tego, gdy w 2001 roku, w trakcie badań lekarskich, przed operacją, nie mającą nic wspólnego z cukrzycą lub jej powikłaniami, pięć lat temu, okazało się, że poziom glukozy we krwi jest dziwnie zbyt wysoki; zaczęły się kolejne badania i ich wynik był dla mnie szokiem – mam cukrzycę. Pojawiły się pytania bez odpowiedzi, które zacząłem zadawać sam sobie. Były to przede wszystkim pytania naiwne takie jak: "dlaczego ja" , "co było tego powodem" itp. Byłem rozgoryczony i czułem się bezradny, byłem zły; tak zły. Zły na siebie, zły na rodzinę, na swój apetyt, na wszystko… .
Zaczęły się "etapy" mojej cukrzycy, takie "podręcznikowe".
Etap I – negacja choroby; pamiętam, że robiłem wszystko tak jakbym tej choroby nie miał, tj. żadnej diety, żadnych wyrzeczeń. Chciałem zapomnieć o tym, że wyniki laboratoryjne mówiły co innego – "cukier około 200 mg%" . Po około pół roku mojego idiotycznego zachowania pojawił się –
Etap II – zaciekawienie chorobą. Wyniki nie chciałyby inne, same tabletki nie pomagały i nie normowały w sposób idealny poziomu glukozy. Zacząłem poznawać cukrzycę; czytałem książki, publikację. Zacząłem zmieniać swoje dotychczasowe życie. Zauważyłem wcześniej odrzucane objawy, którymi mój organizm próbował mnie zainteresować. Miałem przecież trochę podwyższone ciśnienie, no i nadwagę – w czasie gdy dowiedziałem się o chorobie, waga sięgała 111 kg, przy wzroście 180 cm.
Etap III – opamiętanie. Tak - opamiętanie. Zaczęło się od diety, surowej diety, powodującej utratę wagi ciała i ćwiczenia fizyczne. Nie forsujące ale ćwiczenia, po 0,5 godzinie dziennie, potem do 1 godziny dziennie. Waga spadała powoli - ale za to cukier obniżał się jak sprinter, do normalnego poziomu. Po około 2 miesiącach cukrzyca została wyrównana. Rano na czczo – około 90 do 100 mg %, po posiłkach cukier po 1 godzinie około 140 do 160 mg%, po 2 godzinach do 120 mg %. Bardzo jestem, do dzisiaj, wdzięczny za pomoc w tym etapie rodzinie, głównie mojej żonie, która cierpliwie znosiła moje wymyślania a potem skutecznie wymagała przestrzegania narzuconej diety. Napracowała się w tym czasie kobieta, prowadziła w sumie dwie kuchnie i nieraz miała już dosyć. Czułem się zwycięzcą – wygrałem z chorobą. I tutaj zaczęły się moje nowe błędy… .
Jeżeli wygrałem z chorobą to przecież nie potrzebuje już pomocy farmakologicznej, dam sobie radę bez niej. Nie potrzebuje przecież już diety, też dam sobie radę bez niej i tu… ponowny szok. Wyniki laboratoryjne, po odstawieniu "Amarylu (1 gr.).’ podniosły się; po odłożeniu diety – waga zaczęła zbliżać się do 90 kg, potem do 100 kg.
Po pewnym czasie ponowne opamiętanie. Pomoc rodziny, powrót do diety, tak diety. Ograniczenia nie tylko ilościowe ale i jakościowe, powrót do ćwiczeń fizycznych, nie forsujących ale skutecznie spalających dostarczoną glukozę. Obecnie po 5 latach zmagania się z cukrzycą wiem, że nigdy jej nie pokonam, będzie ze mną do końca moich dni. Wiem też, że muszę cały czas z nią walczyć. A walka z cukrzycą i to skuteczna, to przede wszystkim wyrzeczenia i samokontrola.
Samokontrola i wyrzeczenia; najbardziej dziwnym sposobem walki z cukrzycą jest jedzenie, tak jedzenie. Nigdy nie wolno zapomnieć o spożyciu posiłku i nigdy nawet stosując dietę deficytową, obniżającą wagę ciała, nie wolno pominąć żadnego posiłku. Wysoki poziom glukozy jest zły ale bardziej wyniszczający jest za niski poziom glukozy. Zawsze stanowiło to dla mnie najtrudniejszy sposób "mojej walki" z tą chorobą. Jak mam mieć niższy poziom cukru i zmniejszyć wagę ciała a muszę jeść i to jeść tak, żeby nie być głodnym, dostarczyć organizmowi najważniejsze składniki i tracić zbędne kilogramy. Odkryłem na nowo odkryty już dawno sposób – wysiłek fizyczny. Nie chodzi o sport wyczynowy ale o ruch, ruch w każdej postaci. Wybieram spacer do pracy niż jazdę samochodem, po pracy długie spacery – zimą lub w czasie złej aury; natomiast lato - to góry, las, spacery za grzybami, jagodami. Jednym słowem dużo świeżego powietrza. Pomaga – wiem po samym sobie.
Obecnie mam 85 kg, jadam 4 posiłki dziennie, bardzo regularnie. Są to posiłki urozmaicone, zawierają wszystko co potrzebuje mój organizm tj. białko, węglowodany, błonnik; wszystko w odpowiednich proporcjach i w określonych porach. Owszem jak każdy mam czasem ochotę na coś niedozwolonego, wtedy jest to np. dzień urodzin dziecka, "tłusty czwartek", święto rodzinne, pozwalam sobie na pączka, ciasto czy też kawałek tortu. Takie dni pokazują mi, że choroba jest cały czas i nie osłabła nie znikła – po takim pączku, poziom "cukru" wzrasta do poziomu ponad 180 mg%.
Czyli powyższe potwierdza to co napisałem wcześniej, normalne życie z cukrzycą to: wyrzeczenia i samokontrola i tak do końca życia.
Osobiście nigdy się nie wstydziłem, tego, że mam cukrzycę, nigdy tego nie ukrywałem, no może trochę na początku choroby, wtedy jednak ja sam ukrywałem to przed samym sobą. Potem chciałem, żeby ludzie, z którymi mam kontakt, z którymi pracuje – o tym wiedzieli. Nie po to, żeby mi współczuli albo żebym miał z tego tytułu jakieś ulgi; ale dlatego, żeby zrozumieli, konieczność zjedzenia kanapki, prawie punktualnie o 10.00 lub 10.30; żeby zrozumieli, dlaczego nie idę z nimi do restauracji, baru na moje ulubione sznycle, flaki lub kultowego "schabowego z zasmażaną", golonkę, zapijaną piwem. I najważniejsze - żeby wiedzieli jak mi pomóc, np. w przypadku hipoglikemii.
Adam Mokracki