20 lipca - Wojtek Opatowicz: Doszliśmy do kolejnego miejsca, gdzie mieliśmy rozbić namioty. Zrobiliśmy to poszliśmy spać. O pierwszej w nocy wstaliśmy, a o drugiej wyszliśmy na szczyt. Niestety, po półtorej godziny zawróciliśmy, bo po prostu nie mogłem iść dalej.
Trudno opisać, co czułem - olbrzymie zmęczenie, ogólne załamanie. Pan doktor zbadał mnie w warunkach polowych. Nie byłem ani odwodniony, tętno miałem w normie, ciśnienie również. Poziom cukru był wysoki, wiec postanowiliśmy, że zawracamy. Około 5 rano byliśmy z powrotem w namiotach i poszliśmy spać.
Po powrocie przewodnik zapytał, czy mam jeszcze ochotę dalej iść w górę. Odpowiedziałem, że tak, więc dzisiaj w nocy spróbujemy jeszcze raz.
Nasze namioty są rozbite w śniegu, w dołach, które chronią od wiatru. Po wyjściu z namiotu, ze wszystkich stron otaczają nas chmury - to piękny i niesamowity widok. Jest dość zimno, ale nam to nie przeszkadza.
dr Wojciech Siwicki, lekarz biorący udział w wyprawie: Wczorajszy planowaliśmy wyjście w góry o godzinie drugiej w nocy, aby "zaatakować" szczyt. Do tego czasu wszystko było w porządku, w zasadzie nic się nie działo złego. Wyszliśmy planowoo, a po około godzinie marszu w gore, Wojtek zaczął odczuwać duże, nasilające się zmęczenie. Dochodziło do tego pogorszenie stanu psychicznego, brak wiary we własne siły.
Stan fizyczny Wojtka był jego dobry. Zbadałem go na stoku, ciśnienie i tętno było w normie, nie był odwodniony. Miał podwyższony cukier, ale w tym przypadku jest to w zasadzie w normie - u chorych, którzy doświadczają większego wysiłku, to nie stanowi problemu, bo cukier ulega obniżeniu w miarę wykonywanego wysiłku. Cukrzyca Wojtka nie stanowiła więc problemu. Natomiast splot wydarzeń takich jak wyjście w gory, pogorszenia stanu psychicznego, zmęczenia całą wyprawa, spowodował to, że mimo wielu prób kontynuowania wyprawy, w pewnym momencie Wojtek zdecydował, że schodzimy, bo nie da rady dalej pójść. Wobec tego, przewodnik podjął decyzje o zejściu i po mniej więcej dwóch i pół-trzech godzinach zdecydowaliśmy powrócić do bazy.
Teraz rozważamy kolejny "atak" na szczyt i zobaczymy, co z tego będzie. To zależy od samopoczucia Wojtka, jego nastawienia, od tego czy będąc dłużej na wysokości 4000 m. poczuje się silniej i bardziej gotowy psychicznie do osiągnięcia celu, a także od przewodnika, który ostatecznie zdecyduje, bo Wojtek właściwie już zdecydował, że chciałby "atakować" drugi raz.