Strona główna
  1. Wiadomości
  2. O cukrzycy
  3. Porady
  4. Sprzęt i leki
  5. Więcej
  6. Przydatne
  7. O portalu
diabetyk24.pl
Accu-Chek Instant

FreeStyle Libre 2

Ypsomed

Światowy Dzień Cukrzycy
Artykuły
O cukrzycy
Cukrzyca typu 2
Odżywianie
Pompy insulinowe
Monitoring glikemii
Glukometry
Nakłuwacze
Peny
Insuliny

Dodaj komentarz
Z cukrzycą po górach

Park Narodowy Słowacki Raj - część 1

autor tekstu: Leszek Bartołd, dodano: 21 listopada 2014 r.


Z cukrzycą po górachMoje wędrówki po górach rozpocznę od opisania jednodniowego wypadu w stronę Słowacji, naszego południowego sąsiada, a konkretniej w stronę Słowackiego Raju, parku narodowego położonego na południowy wschód od Tatr Wysokich, ok. 70 km od granicy na Łysej Polanie. Od polskiej strony graniczy z kotliną Hornadu, a od zachodu z Niskimi Tatrami.

Od blisko 35 lat choruję na cukrzycę insulino zależną. Pierwsze lata choroby, jeszcze za czasów szkoły średniej, spowodowały spore podłamanie mojego zdrowia. Jednak dzięki własnej wytrwałości w długotrwałym procesie rehabilitacyjnym, stosowaniu się do zaleceń lekarzy prowadzących i zastosowaniu najnowszych metod leczenia udało mi się pogodzić niepełnosprawność z życiem codziennym i nauczyłem się z tym żyć. Po zabiegu usunięcia zaćmy obydwu oczu i ciągłego monitorowania dna oka uzyskałem poprawę widzenia otaczającego mnie świata.

I tak zrodziła się nowa pasja, czyli piesze wędrówki po górskich szlakach. Dokładnie 10 lat temu pierwszy raz udałem się zorganizowaną wycieczką w polskie Tatry do Doliny Pięciu Stawów i Morskiego Oka.

Wróćmy jednak do eskapady wspomnianej na początku. Dzień wcześniej spakowałem niezbędny bagaż do plecaka. Sprawdzenie zawartości saszetki z medykamentami jest podstawą każdej mojej wędrówki. Następnie przygotowuję kanapki i napoje na cały dzień. Pieczywo odważam, by mieć orientację w przelicznikach węglowodanowych spożywanych na trasie. Dodatkowo zabieram do saszetki przy pasku glukozę, glukagon w zastrzyku oraz kilka cukierków (najlepsze są krówki), by mieć je pod ręką w razie potrzeby. Przydatna też jest opaska na rękę, którą zawsze zakładam, z informacją o mojej dolegliwości. Poza odpowiednim ubiorem na drogę jak i dodatkowym w razie np. załamania pogody najważniejsze są dobre buty i skarpety.

W trzyosobowym składzie, a mianowicie z kolegą Mirkiem i jego synem Damianem, bardzo wczesnym rankiem, wyruszyliśmy z domu w kierunku na Zakopane, przez Wadowice, Jordanów, Nowy Targ. Przez przejście graniczne w Jurgowie wjechaliśmy do Słowacji. Mieliśmy jechać drogą od granicy w kierunku na Tatrzańska Kotlinę, Spiską Białą i Kieżmark, by ominąć duże miasto Poprad, a dalej na Spiską Nową Wieś do celu naszej podróży w Podlesoku. Była to trasa zalecana w Internecie. Tak się jednak nie stało. Mirek, który kierował swoim wysłużonym 20 letnim cinquecento wymyślił sobie skrócenie czasu przejazdu i po około 22 km od granicy skręcił w Drogę Wolności prowadzącą do Tatrzańskiej Łomnicy i Szczyrbskiego Jeziora, by dalej lokalnymi drogami, jak najbardziej w linii prostej dojechać do Słowackiego Raju. Na tychże bocznych trasach pobłądziliśmy i straciliśmy dobrą godzinę. A całe to zamieszanie wynikło z jego przestarzałej mapy samochodowej, samej w sobie już wiekowej, wydanej jeszcze w latach 80 tych ub. stulecia, nie obejmującej mocno przebudowanych jak i nowych dróg.

Na poboczu Drogi Wolności zatrzymaliśmy się na chwilę, by posilić się i rozprostować nogi przed dalszą drogą. Moją pierwszą czynnością było sprawdzenie poziomu cukru, zjedzenie kanapki i podanie odpowiedniej dawki insuliny. Mirek przeglądał swoją pechową mapę i też wraz z synem posilali się. Po północnej stronie drogi majaczyły szczyty Tatr Wysokich spowitych chmurami. Dolne partie tej części gór nawiedził w listopadzie 2004r potężny huragan o niespotykanej sile, który został nazwany przez Słowaków VELKA KALAMITA. Trzygodzinny kataklizm osiągał maksymalne prędkości dochodzące do 230 km/h zamieniając ten wiekowy las ciągnący się wzdłuż Drogi Wolności w potworny krajobraz połamanych i poprzewracanych przez wichurę jak zapałki drzew. Zniszczony został pas o długości 50km i szerokości 2,5km od okolic Podbańskiej, przez Szczyrbskie Jezioro, Wyżnie Hagi, Smokowce, Tatrzańską Łomnicę aż po Tatrzańską Kotlinę. Górna, północna granica strefy zniszczeń przebiegała w rejonie poziomicy 1200m, a południowa pokrywała się z granicą Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zdewastowany teren obejmował 14000 ha powierzchni terenu. To tak jakby co piąte drzewo z ogólnego stanu parku obydwu krajów zostało zniszczone. Na wiatrołomach pozostałych po kalamicie z 19 listopada, latem następnego roku, wybuchło wiele pożarów, które pogłębiły skalę zniszczeń. W sumie zostało odnotowanych 12 takich pożarów. Las rośnie powoli i trzeba dużo czasu, by wrócił do dawnego wyglądu. Niemym świadkiem tamtych przerażających dni pozostały jedynie pojedyncze, opalone częściowo jak i z połamanymi czubami, okazy modrzewia i sosen, które mają bardziej odporny system korzeniowy na wykroty w porównaniu z pospolitym świerkiem.

Po 20 minutach przerwy ruszyliśmy dalej. Chcąc, nie chcąc trafiliśmy do Popradu. Pytając się co chwilę miejscowych o drogę oraz przebijając się przez to miasto dotarliśmy w końcu do celu naszej wycieczki.

Na parkingu w Podlesoku (548 m.n.p.m.) byliśmy po godzinie dziesiątej rano. Na krótkiej przerwie dokonałem pomiaru glukozy i zjadłem następną kanapkę a insulinę zmniejszyłem z uwagi na czekający nas kilkugodzinny marsz. Tu zostałem nazwany przez Mirka - Rambo po regeneracji - z uwagi chyba na olbrzymią metamorfozę mojego zdrowia i duży plecak, który dźwigałem na barkach. Lubił żartować i kręcić krótkie filmiki z trasy, a ja starałem się mu odpłacić tym samym, tworząc przy tym wspólną, wesołą zabawę.

Zapłaciliśmy za parking oraz wejście do parku i ruszyliśmy dalej. Mirek, nasz kierownik transportowy, polecił nam obranie trasy w kierunku przełomu Hornadu i dalej do ruin Klastoriska, z którą zapoznał się w Internecie. Tak też uczyniliśmy. Obraliśmy szlak niebieski, kierując się w lewo, w stronę Gardła Hornadu. Po drodze minęliśmy pensjonat o nazwie Ranczo Podlesok i domki letniskowe, a po 20 min dotarliśmy do mostu a właściwie metalowej kładki prowadzącej na drugą stronę rzeki. Osiągnęliśmy Hrdlo Hornadu czyli naturalne zwężenie pomiędzy zboczami. Wzdłuż jej biegu prowadzi jedna z najpiękniejszych tras tego regionu - Szlak Ratowników Górskich - o długości prawie 12km. Po drodze napotkaliśmy grupę młodzieży z Węgier i wspólnie dokonujemy przeprawy na drugi brzeg skręcając w prawo. Na atrakcje nie trzeba długo czekać. Zaraz za mostkiem rozpostarty jest metalowy, wiszący nad brzegiem pomost z łańcuchami ułatwiającymi przejście tego miejsca. Dalej poruszamy się wzdłuż koryta rzeki. Trzeba bardzo uważać, by się nie poślizgnąć na mokrym i zacienionym szlaku. Co chwilę rozpostarte są łańcuchy asekuracyjne wraz z metalowymi stopniami oraz klamrami jak i drewniane "stupaczki" mające kształt leżącej drabiny, dzięki którym pokonywane są różnice wzniesień. Przy starej, drewnianej chacie czytamy, co żyje w rzece (wydra, rak rzeczny). Napisy są tylko po słowacku i angielsku, dlatego my przy okazji uczmy się języków.

Pod wzniesieniem Zielona Góra dochodzimy do kolejnej atrakcji. Tu zatrzymuję się na chwilę i robię pomiar cukru, by nic złego nie przytrafiło mi się podczas pokonywania tego odcinka. Do pionowej skały opadającej w stronę rzeki przytwierdzone zostały metalowe kładki z łańcuchami w ścianie, po których to poprowadzono dalszą część trasy. Nie jest to zbyt duża wysokość, może ok. 5 metrów od lustra wody, ale mimo to robi na nas duże wrażenie. Następne stupaczki, przy Mnichowej Dziurze, wymagają nałożenia większego wysiłku, gdyż trzeba pokonać większe różnice wysokości, do góry i powrotem na dół, po drewnianych jaki metalowych stopniach, ciągle przytrzymując się łańcuchów.

Takich osobliwości jak Mnichowa Dziura jest tu wiele, gdyż woda z łatwością rzeźbi w wapiennej skale przeróżne formy. Najbardziej znaną jest Dobszyńska Jaskinia Lodowa, od 2000 roku wpisana na listę światowego dziedzictwa przyrody. Najdłuższą natomiast jest Jaskinia Strateńska o długości ponad 20km. I tak dochodzimy do Retazowego Mostu (Bratysławski Most) czyli pierwszej, wiszącej kładki prowadzącej na drugą stronę rzeki. Tu napotykamy na słowacką młodzież, która korzystając z chwili słońca odpoczywała na płaskim choć kamienistym w tym miejscu zakolu potoku. W wapiennej skale na zakręcie Hornadu zaobserwowałem charakterystyczne dziury przypominające olbrzymią czaszkę z oczodołami tworzącą nieregularny kształt.

Po drugiej stronie przełomu wchodzimy na kolejne stopnie Nad Wiecznym Deszczem, bo tu woda ciągle spływa po skałach. Z następnej tablicy edukacyjnej mijanej po drodze czytamy o Wilczej Dolinie. Bogato porośnięty tu brzeg z jodłą białą, jaworem górskim, bukiem leśnym oraz świerkiem zwyczajnym, a także licznymi krzewami, paprociami i mchami tworzą leśną strukturę pierwotną. Las rośnie tu tak jak wytworzyła go przyroda, bez udziału człowieka. Jednak dzika roślinność pierwotna została naruszona przez Wielką Kalamitę z 2004 roku, powodując ogromne zniszczenia.

Stupaczkami Pod Linową Ławką, po 2 godz. wędrowania dochodzimy do kolejnego mostu wiszącego, wysoko zawieszonego nad korytem rzeki, w ujściu Klasztornego Wąwozu. Szlak niebieski wraca na lewy brzeg i wiedzie dalej do Cingov, prowadząc turystów do innych, urokliwych miejsc jak np. Letanowski Młyn, kamienny Kartezjański Most, Tomaszowski Widok z przepiękną panoramą na okolice i Tatry. Konstrukcja wiszącej kładki jest naprawdę imponująca i robi sama w sobie wrażenie. Po bokach jest zabezpieczona metalową siatką, nad którą rozpostarte są liny nośne. Z góry patrząc w dół można mieć lęki wysokości, gdyż do lustra wody może być kilkanaście metrów. Za nami na most, który przy przechodzeniu ma skłonności do bujania się, weszła szkolna wycieczka naszych południowych sąsiadów. Chłopcy wykorzystali ten fakt i dodatkowo pobudzili kładkę do kołysania się powodując przy tym pisk wystraszonych dziewczyn. Przy okazji my też się pobujaliśmy a koledze w tej zabawie, z kieszeni wyleciał telefon komórkowy, który na szczęście nie chciał "skorzystać" z darmowej lekcji pływania ale zatrzymał się na podłodze mostu. Po tych emocjach zrobiliśmy sobie następną, krótką przerwę na odpoczynek i regenerację sił. Kolejny raz zmierzyłem cukier, który staram się kontrolować co 1,5 godz.

Z mostu na Hornadzie zostawiamy szlak niebieski i kierujemy się do ruin klasztoru kartuzów wybierając szlak zielony, bardziej atrakcyjny od żółtego.

Z tablicy edukacyjnej dowiadujemy się, że ujście klasztornej doliny, którą podążamy jest na wysokości 520 m n.p.m. a najwyższy punkt ma 744 m n.p.m. Przewyższenie terenu na długości 1,5 km wynosi 224m, które powinniśmy pokonać po niecałej godzinie marszu. Na trasie są liczne wodospady, z których największy Antona Straka ma 13m, a Wodospad Odkrywców -11,5 m wysokości.

Poruszamy się po dnie potoku wykorzystując płaskie kamienie i drewniane stupaczki. Strumyk tworzący "roklinę", czyli wąwóz, jest niewielki ale po większych opadach deszczu robi się tu naprawdę mokro i nie pomogą nawet najlepsze, nieprzemakalne buty. Umilając sobie przejście zaczęliśmy nucić tekst piosenki harcerskiej o stokrotce: Gdzie strumyk płynie z wolna, rozsiewa zioła maj…

Przejdź do drugiej części reportażu (kliknij tutaj).



Leszek Bartołd
l.bartold@wp.pl



Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, koniecznie polubcie nasz profil na FB!


Wszelkie materiały (w szczególności materiały i opracowania własne) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.



reklama




Najnowsze komentarze [4]

Masz swoją opinię na ten temat? Tu jest miejsce, gdzie możesz ją wyrazić! Pisz, komentuj i dyskutuj. Pamiętaj o tym, że nie będą tolerowane niecenzuralne wypowiedzi i wulgaryzmy.

~Sosoxy  IP: 89.64.10.xxx(2024-03-07 10:24:04)
nasze polskie góry to wspaniałe miejsce na takie piesze wędrówki. Sam wielokrotnie z żoną wybieramy sie na takie spacery. Zakładamy wygodne buty, ciepłe skarpety socks and gifts , bierzemy plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami i ruszamy.

~pioo  IP: 212.180.162.xxx(2014-12-04 16:08:58)
18 lat choruję na DM typ 1, ostatnio jeżdżę na MTB po górach, na trekkingowym trasy powyżej 100 km w górach się zdarzają, z czego tu robić sensację? Dysfunkcja w podawaniu insuliny - owszem jest, wszystko do opanowania, trzeba się przyzwyczaić Aha, przewodnik SKPB od 24 lat ;-)

~Ani  IP: 108.171.128.xxx(2014-11-27 14:58:05)
Życie z cukrzycą nie jest łatwe ale nie jest niemożliwe. Warto poczytać slaweknightscout.blogspot.com Nam ten system bardzo pomógł.

~Tadeusz Mreńca  IP: 188.47.108.xxx(2014-11-21 14:39:53)
Bardzo ciekawy i interesujący Reportaż . cieszę się jako prezes koła pttk BESKIDEK w Porąbce że od nowego roku będziemy mieli nowego członka naszego koła a w niedługim czasie przewodnika.


Powrót Do góry

mojacukrzyca.org - Z cukrzycą po górach: Park Narodowy Słowacki Raj - część 1
Jeżeli na tej stronie widzisz błąd lub masz uwagi, napisz do nas.



Eversense E3

Kanał na YT
Bądź na bieżąco!
Refundacja CGM
Przydatne
Informacje
Kącik literacki
Wszystko o Accu-Chek
Specjalista radzi
DiABEtyK
Na komputer i telefon
Ministerstwo Zdrowia
Cukrzyca tamtych lat
DME obrzęk plamki
Ciekawostki
O portalu

Redakcja portalu | Napisz do redakcji | Newsletter | O portalu | Media o portalu | Linki | Partnerzy | Nasze bannery | Logo do pobrania | Patronat medialny
Portal mojacukrzyca.org ma charakter jedynie informacyjny. Wszelkie decyzje odnośnie leczenia muszą być podejmowane w porozumieniu z lekarzem i za jego zgodą.
Portal jest prowadzony przez osobę fizyczną wyłącznie w celach osobistych. | Copyright © mojacukrzyca.org 2001-2024 Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Ostatnia modyfikacja: Wtorek, 3 grudnia 2024 r.

Zadaj pytanie on-line