Opowiadanie "Cukrowa śmierć" dodało mi wigoru i śmiałości, postaram się historię mojej słodyczy, opisać i dołożyć do w/w całości, a ponieważ mam chęć i pięknie na dworze jest, to włożę w inną, nieco treść. Całe moje życie to pasmo zwycięstw. Najpierw przechodziłam przez ucho igielne, a potem przez wrota piekielne.
Dopiero moja wspaniała słodycz, pokazała mi tę zdobycz, jakimi są zielone łąki, w których bez żadnej męki, zdobyłam w 1994 roku insuliny nektary różnej miary, a kiedy szpital otworzył mi swe wrota, ze słodyczą około 600 mg/dl, przechodziłam, z tak wielką ochotą w 2008 roku i przekonałam się, że moja trzustka zaszalała jak z kieszeni, wystająca wypustka.
Pytałam siebie i jej, co ci dziecko zaszkodziło, że nie mogłaś mnie znieść . Czy ten strach, lęk, co ci zaglądał w oczy, czy ta pleśń czym ci przypudrowali psychikę prorocy. Czy przemęczenie jakie doznałaś w pracy zawodowej i społecznej, którą tak bardzo kochałaś i dla ojczyzny swe siły poświęcałaś.
Ale dzięki doktor Małgorzacie i Maciejowi wyszłam ze szpitala jak nowa odrodzona lala. Zacisnęłam pięści i powiedziałam tym, co mnie lekceważyli i odrzucili "niech, wam tak będzie, to nie, ważne, że pracować tam nie będziesz. Zmartwiona wybrykami, odeszłam z wielkimi honorami, odbiłam się od dna i śpiewam sobie "ha, ha, ha, ha"/ Góralu czy ci nie żal, czy wrócisz do tych hal, nie, nie wrócę na pewno, bo martwić się nie będę za darmo.
Tych lat straconych nie żałuję, bo tytuł "profesora" codziennie otrzymuję. Kręć się, kręć wrzeciono pękła wątła nić, wstydem dziewczę płonie "wstydźcie się wy" ja już nie jestem tak nieśmiała, moja psychika zrozumiała i nie jest jak ta dziewica ale lwica, teraz trzymam jak ten Atlas glob na głowie i nie czekam aż mi ktoś powie, pomogę ci jak zasieję zboże.
Każdy odpowiada za swe czyny, nie tylko ten robaczek jedyny. Teraz wyzwalam z siebie trochę siły, bo pisanie, to dla mnie jest ten gość miły, co zagląda do mojego okienka, śmieje się i mówi "cześć posrebrzana panienko". Piszę tak, jak potrafię i wcale się nie tłumaczę, jeśli są miłe moje słówka, bo jest to zwykła pyskówka, wypływająca z mojej główki jak makówka.
I tak jestem lepsza od tego pisarza pana, bo byłabym przekroczyła granicę wiecznego spoczywania i rzeka Styks otworzyłaby swe ramiona przy pomocy przewoźnika Charona. Jeszcze niekiedy słyszę dźwięki, co wydają stresu lęki, lecz zaprzęgam do rydwanu Pegaza, wołam, krzyczę dodaj gazu ty wichrze Pegazie..., Może nie wyrażam się tak biegle, bo mam dwa oka zbieżne,,jedno na drugie patrzy z chciwością, jakby chciało się pożreć z radością.
A może mnie się tylko wydaje, bo obydwa mają w nich ruczaje, nawet z daleka wyciekają z nich kropelki, które nadają się do zapełnienia nie jednej butelki. A wspomnienia, które mnie na życiu podtrzymywały, wsadzę pod spróchniałe skały, będę jak Alladyn, co wsadził do lampy złego ducha, a potem śmiał się od ucha do ucha.
Moje opowiadanie jest w nieco innym stylu, ktoś powiedziałby, oj ty motylu, a ja nim nie jestem na pewno, gdybym mogła odwrócić czas, to zapłakałabym nie tylko jeden raz, tak jak w piosence "Deszcz jesienny deszcz, smutne pieśni gra, idziesz młody żołnierzyku, gdzieś w nieznaną dal, bo i na to znalazłabym czas, lecz teraz śpiewam sobie tak "Nie ma to, ej nie, ma, jak to górnikowi zapali fajkę idzie ku szybowi", albo "Każ nam dać wina gospodarzu miły, bodaj, się troski wszystkie wam skończyły, siadajcie wszyscy wokoło tu z nami, kurdesz, kurdesz nad, kurdeszami, kurdesz, kurdesz nad kurdeszami" albo "za dobre słowa twe, za radość jakiej tyle, za wszystkie wspomnienia me, za naszych wzruszeń chwile."
Tak mało dobrego, w tym życiu nam się zdarza, i słonka - nie długo, gdy chmura mu zagraża. Bo twego ducha moc, tak wiele światła dała, dlatego mogę rzec, podzięka ci i chwała. Nie jestem specjalistką od opowiadań i poezji lecz, to co mogę, to piszę, zwłaszcza, co mam na wizji. Zbyt mało wiadomości mam w swej mózgownicy, abym mogła zasiąść na mównicy.
Póki, co będę się, tym tematem zajmowała i życie sobie umilała. Co jeszcze mam do powiedzenia, wreszcie odnalazłam sens swojego istnienia, bo moja cukrzyca, jest jak kierownica, która wskazuje którędy mam jechać, prosto, krzywo, w bok, byle nie za daleki był skok. Niczego nie żałuję, dzięki temu się lepiej czuję, bo poznałam od podszewki ludzkie wstawki, zastawki i zakładki, a rzeczywisty świat dostarczył mi wiele korzystnych zmian i rzeczy inny stan.
Patrzę teraz na świat z jowialnym uśmiechem i nie uważam aby było, to jakimś grzechem i czy to, komu odpowiada nie uważam aby, była to jakakolwiek zniewaga, bo uśmiech dodaje twarzy, uroku nawet o zmroku, a ten kto go ma na rzeczy się zna, nawet zwierzęta się uśmiechają, gdy na swej drodze dobrych ludzi spotykają .
Ze śmiechem bywa tak, jak z insuliną, gdy ją masz, to wysepki Langerhansa cieszą się, dobrze pracują, i nie giną. Może moje spostrzeżenia są naiwne lecz prawdziwe zrozumiałe dla wrażliwych ludzi, nie dziwne. Cukrowa śmierć mnie nie przeraża, już nie boję się tego gracza, bo akceptuję go takim, jakim jest, często śpiewam mu taką oto pieśń: jesteś moją energią i moją słodyczą, dla każdego cukrzyka cenną zdobyczą i dokąd będziesz w mym organizmie przebywała, zawsze będę cię szanowała, wspominała i do ciebie się uśmiechała, a ponieważ razem się lubimy, to ręce sobie podajemy dla takich wonności, co mają urodę słodkości.
Teraz chodzę na kontrolę do szpitala, gdzie przyjmuje pacjentów miła pani doktor diabetolog, Ania, która z wdziękiem godnym lekarza przypomina i ostrzega, co jest właściwe, a co nie właściwe, dla zachowania swojego zdrowia. Gdybym ja nie była słodka, to byłabym jak, to ryba płotka, a tak jestem na samym szczycie, nie jak, orka czy ogon wieloryba, lecz jak on sam największa ryba.
A śmierć, co to znaczy, czy to tylko jest wyraz na pokaz, gdyby jej nie było, to ci którzy żyli przed, wiekami, czy pomieściliby się na ziemi razem z nami, chyba nie. Życie i śmierć, to jest jedność, to dwie siostry są, które razem w parze idą, są dla siebie tak wygodne, zawsze modne i dorodne i czy to przyrodzie się podoba czy też nie, czy jest w wodzie czy na lądzie, czy też w niebie, to zawsze są razem w potrzebie.
Każdy jeden na tym globie ma jakąś chorobę i boi się, co dalej będzie, jeśli się jej nie pozbędzie i, władzę ona weźmie i rządzić się za bardzo będzie, co to będzie, co to będzie, ciemno wszędzie, ciemno wszędzie. A ja powiem, no cóż się może stać, jeśli brak chęci do walki, będzie w nas.
Trzeba uśmiechu nabrać w lica i wyrzucić jak błyskawica, z siebie tę poczwarę nasycić ją taką parą, aby tak mocno kichnęła i na zawsze znikła. Tak ten świat jest ułożony, raz kłaniają się nam trony, to znów doły się odzywają i do swych siedzib, zapraszają: proszę, proszę, do nas chodźcie dobrym jadłem was ugoszczę. Raz na dole, raz na górze, tam w wazonie stoją róże, a napój w które są włożone zapewniają jej, koronę nie na stałe, lecz na chwilę, taki jest jej sławy pobyt, tak jak i człowieka póki nie przykryje go, pokrywa wieka. A więc cieszmy się z tego, co mamy i od natury nie żądajmy, aby bez żadnego, wysiłku dawała wszystko od urodzenia, aż do schyłku.
Uczmy się korzystać z jej dorady, mimo, że ma całą gamę wady i doceńmy jej starania, bo my mamy, wiele do dogadywania, a mało do szanowania i jej pielęgnowania i nie pomogą żadne zgrzyty jeśli ma, się słabe chwyty. Teraz uczę się traktować życie nieco inaczej "pół żartem, pół serio", a nie tak jak to dawniej było, zawsze poważnie, gdzie odpowiedzialność, obowiązek i lojalność była moją wykładnią życiową, a za swoją wiarę w ludzi i uczciwość otrzymałam od życia największą nagrodę, z której obecnie, się śmieję, lecz jest to śmiech przez łzy.
Największym więzieniem jest przeszłość, która drąży, w człowieku kanały i nie pozwala poruszać się w przestrzeni swobodnie. Jednak mimo wszystko nie wolno się poddawać, trzeba być upartym i dążyć do wytkniętego celu, pomimo różnych przeszkód jakimi są choroby na przykład "cukrzyca". Ja piszę o swojej przypadłości, lecz byli i tacy, którzy opisywali swoje sceny życia, w które byli, wplątani w młodości, gdy ojczyzna była w potrzebie, szli odważnie i pewnie stąpali po rodzimej i nie, rodzimej ziemi i bronili jej pazurami swymi.
Historia ich czyny zapisała i dlatego pokoleniu te, wiadomości przekazała, co stanowi źródło informacji dla wartości różnych nacji. Pamięć to siedziba tego złego i dobrego i dlatego z niej, nie da się wymazać niczego takiego, z czym miało się do czynienia przez lat czterdzieści, że ja tyle lat przeżyłam tam gdzie byłam, w nieświadomości, to się mnie nawet teraz w głowie nie mieści. A fale dźwięku będą przypływały, zawsze choćby się góry przesuwały, będą uderzały delikatnie w strunę wrażliwą i wspomnienia, wywoływały.
Marysia