Witajcie,
Chcę opisać Wam fragment mojego życia. Robię to z myślą o tych wszystkich zagubionych, którzy być może, podobnie jak ja potrzebowali bądź potrzebują motywacji by walczyć. Wiem, że opisanie kilku lat na jednej stronie może wydawać się nie możliwe i bezsensowne, ja jednak postaram się to uczynić.
Miałam 15 lat, gdy z powodu nowotworu zmarła moja mam. Był to dla mnie ogromny szok. W krótkim czasie znacznie pogorszył mi się wzrok. Rutynowa wizyta u okulisty i wiadomość, jak wyrok – jaskra i konieczność operacji. Czekało mnie wiele wizyt w szpitalach, operacji i długotrwałego leczenia, ale udało się. Zaczęłam brać leki i ciśnienie śródgałkowe ustabilizowało się. Pogodziłam się z tym, że muszę stosować krople i często chodzić do okulisty.
Zaczęłam dorastać, poznałam Pawła. Był starszy ode mnie o 5 lat. Ja miałam 17. Spotykaliśmy się, ja dojrzewałam, zrobiłam maturę, rozpoczęłam studia. Wszystko toczyło się powolutku.
Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. W ciągłym pośpiechu przygotowywałam potrawy, pakowałam prezenty, nie minęło mnie też sprzątanie...Jednak dziwnie się czułam. Nic nie sprawiało mi radości, potrafiłam myśleć tylko o jednym...pić! Odczuwałam wzmożone pragnienie. W ogóle nie mogłam zmusić się do jedzenia. Zauważył to mój tato i poszliśmy do lekarza. Wiadomość – kolejny wyrok...cukrzyca insulino zależna. Załamałam się. Mając 21 lat miałam już dwie nie uleczalne choroby.
Myślałam o tym, jak mam to powiedzieć Pawłowi...Okazało się, że dla niego to nie jest problemem. Wspierał mnie we wszystkim. Wyszukiwał tabele wymienników, uczył się przeliczać dawki insuliny, po prostu cały czas był przy mnie. Dzięki wsparciu Pawła i taty skończyłam studia i pobraliśmy się.
Mając własną rodzinkę bardzo zapragnęliśmy dziecka. Tu znowu przeszkoda...lekarze odradzali mi ciążę tłumacząc, iż nie przeżyję. Zaczęły się problemy z jaskrą. Jednak tym razem postanowiłam się nie poddawać. Przecież do tej pory wiele przeszłam. Niestety nie wiedziałam, ile wysiłku będzie mnie i moich bliskich kosztowała ta decyzja. Całą ciążę przeleżałam w szpitalu, mierzyłam się 17 razy na dobę, brałam ponad 200 jednostek insuliny na dobę (mam bardzo dużą insulino oporność), utrzymywałam poziomy pomiędzy 70 a 130. Jednak warto było! Mam zdrową córeczkę, kochającego męża i jestem szczęśliwa, mimo cukrzycy i jaskry.
Morał z tego taki, że warto walczyć nawet, jeśli świat nam wszystko utrudnia. Tylko wtedy można być szczęśliwym i spełnić swoje marzenia.
Urszula