Witam serdecznie.
...kiedy Go pierwszy raz zobaczyłam od razu się zakochałam... brzmi jak bajka albo tania telenowela, ale tak było. Niestety On miał dziewczynę, ja przyjaźniłam się z Jego dobrym kolegą. W każdym razie było nam nie po drodze. Po pierwszym spotkaniu łapałam się na tym, że myślę o Nim prawie bez przerwy, mimo iż zamieniliśmy ze sobą raptem dwa zdania. Biło od Niego takie wewnętrzne światło, dobro, nie wiem jak to nazwać, po prostu coś mnie w Nim ujęło. Nie mogłam jednak mieszać w Jego życiu, bo przecież miał dziewczynę.
Spotkaliśmy się jednak jakiś czas później na wspólnej imprezie. Nie chciałam się w Nim zakochać, bo rozbijanie związków nie leży w mojej naturze, ale szybsze bicie serca i intensywne myślenie o Nim nie pozwalały mi zapomnieć... Czekałam, bardzo długo, jak dla mnie. Sam przekonał się, że ta dziewczyna nie była tą jedyną. Sporo ze sobą rozmawialiśmy drogą internetową i pewnego dnia postanowiliśmy się spotkać. Szczerze mówiąc mam wrażenie, że czekałam na to spotkanie całe życie.
Było cudownie... spacerowaliśmy, rozmawialiśmy, byłam po prostu oczarowana, bo wtedy nie nazywałam tego miłością. Pewnego dnia zaprosiłam Go do siebie do domu, żeby poznał część mojej rodziny. Wiedziałam już, że to miłość. Zrobiłam Mu kolację, dużo rozmawialiśmy i... powiedział mi, że ma cukrzycę...
Odruchowo przytuliłam Go i powiedziałam. "Kocham Cię"... tak, bardzo Go kocham i nie wyobrażam sobie życia z nikim innym. Po Jego wyjściu zaczęłam jak nakręcona czytać co może jeść, a czego nie może, biłam się w piersi, że zjadł kanapkę do jajecznicy, a przecież nie widziałam, żeby podawał sobie przed, po lub w trakcie insulinę. Wypisałam sobie najważniejsze (moim zdaniem) rzeczy o cukrzycy, żeby łatwiej było mi je zapamiętać... włącznie z produktami zalecanymi i odradzanymi.
Na następnym spotkaniu wiedziałam chyba więcej niż jestem w stanie nauczyć się przez miesiąc na studiach :)) ...ale nie było wcale tak łatwo... czytałam niektóre artykuły... jak to niektórzy wypowiadają się, że to nic takiego. Owszem nie różnicie się wizualnie od innych ludzi, ale według mnie musicie być sto razy bardziej odpowiedzialni i zorganizowani niż inni. To od Was zależy czy będziecie mieli cukier 300 czy 100. Niestety lub stety zdawałam sobie z tego ogromną sprawę. Płakałam (jakby to napisać) "za Niego", że musi o tym wszystkim pamiętać, że musi przeliczać posiłki, że nie ma tak naprawdę "normalnego" życia. Płakałam mamie do słuchawki, bo Jemu nie dałam nigdy odczuć, że tak bardzo przejmuję się Jego chorobą... wtedy mama powiedziała mi "Skoro tak bardzo się boisz i wiesz, że nie podołasz to odpuść sobie i Jemu, bo na pewno nie chciałby, żebyś była z Nim z litości"... sama siebie wówczas nie słysząc odpowiedziałam... "...ale ja Go kocham" i jeśli mam być szczera to był chyba punkt kulminacyjny w moim myśleniu i postrzeganiu cukrzycy. Toczyłam taką wewnętrzną walkę i wtedy jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy... dopiero kiedy wygrałam pierwszą bitwę... kiedy nazwałam w sobie miłość do tego człowieka bez względu na to czy jest chory czy zdrowy...
Kiedy pojawił się u mnie następnym razem miałam masę pytań, przygotowanych notatek i informacji dodatkowych... gdyby czegoś nie wiedział, a mogłoby Mu się to przydać. Wzruszył się strasznie i powiedział, że kocha mnie najmocniej na świecie... a przecież nic takiego nie zrobiłam... chciałam się tylko dowiedzieć jak mamy, jak powinniśmy żyć, żeby było nam lepiej i żeby choroba nie stawała nam na drodze.
Dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze tego cudownego człowieka. Wiem, że cukrzyca nie jest Jego karą, ale zadaniem, które ma do wykonania i każdego dnia przekonuję się, że Mój Ukochany wypełnia je bezbłędnie. Rozmawiałam z Nim wiele razy o chorobie, a On cierpliwie odpowiada na moje pytania. Chciałabym dla Niego jak najlepiej... sama nie słodzę, nie jem rzeczy, których On nie powinien jeść, dbamy o siebie wzajemnie, jadamy zdrowo i cieszymy się życiem. Zawsze myślałam, że mam w życiu szczęście, ale kiedy poznałam Mojego Ukochanego zrozumiałam, że brakowało w nim sensu (właśnie Jego). Wymyślam różne ciekawe i zdrowe potrawy, żeby posiłek nie był dla Niego koniecznością w celu podania insuliny...
Staram się, żebyśmy aktywnie spędzali czas. Kiedy musi się kłuć, czasami poproszę, żeby też mi zmierzył. Podaję Mu insulinę pod łopatkę, żeby odciążyć brzuch, plecy i pośladki, bo choruje już od ok. 10 lat. Przy Nim czuję się kochana, piękna i bezpieczna. Wiem, że z tym człowiekiem chciałabym spędzić resztę życia... rozmawiamy o przyszłości i oboje nie możemy doczekać się wspólnego życia (mam na myśli w rodzinie, którą razem stworzymy). Mój Ukochany dba o siebie, bo mówi, że to tak jakby dbał o mnie... I ma rację, bo to nie jest tylko Jego choroba. Musimy z nią żyć razem... wiem, że czasami ma chwile zwątpienia, ale po to jest druga osoba, żeby pokazać, że warto żyć i że ma dla kogo.
Uwielbiam Go, uwielbiam kiedy patrzy na mnie z podziwem i kiedy daje mi do zrozumienia, że jestem dla Niego wyjątkowa... ale tak naprawdę to Wy wszyscy jesteście wyjątkowi i każdy z Was, kochane słodziaki, ma jakąś misję do spełnienia, bo jesteście silniejsi niż większość ludzi wokół Was, którym wydaje się, że mogą wszystko, bo są zdrowi. Nie wiem, czy nie kocham Go przez to nawet bardziej (że jest Słodki), dla mnie jest prawdziwym mężczyzną, bo potrafi walczyć, a w zasadzie żyć z chorobą, która nie jest łatwa "w obyciu".
Stara się, żeby cukry były unormowane, a ja staram się każdego dnia dla Niego... nie tylko, żeby pięknie wyglądać, ale żeby dać Mu taką radość w życiu na jaką naprawdę zasłużył. Chorował od najmłodszych lat i nie miał normalnego dzieciństwa, chciałabym, żeby za to teraz miał już same cudowne chwile do końca swoich dni. Gdybym mogła podzielić się tą moją miłością to chyba starczyłoby na cały świat... bo kocham Go ponad wszystko i bez względu na wszystko. Chciałabym móc przejąć Jego chorobę, żeby Mu ulżyć, bo wystarczająco się już musiał kłuć, ale muszę znaleźć inną metodę i mocno wierzę, że mi się uda.
Życzę każdemu takiej miłości jaką poznałam i jako osoba zdrowa mogę powiedzieć, że w większości nie stanowi przeszkody sama cukrzyca, ale to, że niektórzy nie potrafią sobie z nią poradzić, bo niewiele o niej wiedzą. Proszę nie wstydźcie się o niej rozmawiać i odpowiadajcie swoim bliskim na pytania, bo oni tak bardzo się o Was martwią i gdyby mogli zrobiliby wszystko, żeby było Wam lżej.
Pokażcie, że potraficie żyć z tą chorobą, bo na pewno każdy z Was ma dla kogo. A Mój Ukochany jest najsłodszy na świecie i nie oddałabym Go za tabun zdrowych facetów.
A propos, może uznacie to za nienormalne, ale uwielbiam zapach insulinki, bo kojarzy mi się z moim cudownym mężczyzną :)
Jesteście wyjątkowi... :)
Asia 21