Michał Jeliński, 27 lat, 194 cm wzrostu, po prostu chłop na schwał. Trudno podejrzewać, że jego organizm kryje mroczną tajemnicę. A jednak... Od 2003 roku, od kiedy wykryto u niego cukrzycę typu pierwszego, wioślarz z Gorzowa żyje w ciągłym stresie. Stresie, z którym już zawsze będzie musiał walczyć.
- Gdybym do problemu podchodził "podręcznikowo", z wyczynem dawno powinienem dać sobie spokój. W moim wypadku wymagane jest zewnętrzne podawanie insuliny. Niestety, trzustka jej już nie produkuje - tłumaczy Jeliński. Mówi o tym z uśmiechem, bez specjalnych emocji. Oswoił się z sytuacją i nie zamierza dramatyzować. Widać, że czuje odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za kolegów z osady. Nie wolno mu zawieść w najważniejszym momencie, nie wolno wystawić do wiatru Adama Korola i Marka Kolbowicza, czekających na swoje pierwsze olimpijskie podium.
Michał nie ma wątpliwości: gdyby o cukrzycy dowiedział się w dzieciństwie, dzisiaj by z nami o niej nie rozmawiał. Łódkę i wodę na pewno zostawiłby w spokoju. Z tą chorobą mogą się w pracy zmagać autor "Gwiezdnych Wojen" George Lucas czy piosenkarka Mandaryna, ale zmuszony do ekstremalnego wysiłku wioślarz nie powinien. Przynajmniej tak to wygląda w teorii.
Więcej w "Przeglądzie Sportowym"
Foto: http://www.accu-chek.pl