Rodzice zabrali mnie do lekarza i po krótkiej opowieści o moim samopoczuciu z jego ust padły słowa: CUKRZYCA!! Tak szczerze powiedziawszy na mnie nie zrobiło to jakiegoś specjalnego wrażenia, ale na moją mamę słowo CUKRZYCA spadło jak grom z jasnego nieba.
I tak to się zaczęło - szpital, dieta, zastrzyki i regularny sport lub co najmniej gimnastyka. Zastrzyki wiadomo - brałam bo musiałam, dieta tak samo, ale sport to był horror. Leżąc w szpitalu chodziłam na gimnastykę, bo zawsze to była jakaś rozrywka. W domu było gorzej - ale jak już nabrałam nawyku codziennego wyginania się to dalej już poszło samo.
Rower, wędrówki po lesie, latem pływanie i cowieczorne tańce przy muzyce. Nie są to jakieś ekstremalne sporty ale wymagają dużo ruchu - a przecież o to chodzi. Ten ostatni rodzaj "sportu" odsunęłam na bok, bo mam małe dziecko i wolę żeby nie widziało jak mamusia się wygina.
Jak wcześniej wspomniałam jestem matką. Zaraz po urodzeniu Gabi moją cukrzyca jakby odeszła w niepamięć. Robiłam tylko to co musiałam, a że jestem na pompie było mi łatwiej. Mierzyłam cukier, bolus, ewentualnie korekta, jedzenie i znowu cukier i tak w kółko. O uprawianiu jakiegokolwiek sportu to nawet nie wspomnę. Jak na razie jedynym sportem to jest bieganie za córką lub pchanie wózka na spacerze. Wracam w normalny rytm prowadzenia cukrzycy tzn. regularne mierzenie cukru, pilnowanie posiłków w tym sensie by nie jeść co wpadnie w ręce tylko jednak segregacja - to tłuste więc nie chcę - dziękuję.
Wydawało mi się, że pompa załatwi za mnie wszystko. Ja będę jadła co chce a ona załatwi resztę sama. Niestety tak nie jest. Przy pompie też trzeba trzymać się na baczności i uważać z tłustym i słodkim jedzeniem. Co za dużo to niezdrowo.
Mam kochaną córeczkę i wkrótce planujemy z mężem drugie dziecko, więc nie mam wyjścia- musze tą swoją cukrzycę ostro pilnować. Cukry mierzę dużo częściej nawet kilkanaście razy dziennie. Chcę po prostu w razie potrzeby jak najszybciej reagować na bardzo niski lub wysoki cukier.
Przy jakimś planowanym zwiększonym wysiłku wolę "poszperać" w bazie niż jak to bywało wcześniej - nie robić nic - a później jedna hipoglikemia za drugą.
Denerwują mnie stwierdzenia niektórych ludzi, że z tym da się żyć - to nie choroba. Nazwijcie to jak chcecie - ja wiem, że aby cukrzyca była wyrównana to potrzeba czasem naprawdę dużo wysiłku, silnej woli, wyrzeczeń i samozaparcia.
Mówię, że czasem bo chyba każdy cukrzyk ma takie dni kiedy mówi - dobra od dziś biorę się za siebie. I kontrolujemy cukry, wzdrygamy się przed takim a nie innym jedzeniem, a potem nam to mija i mamy wszystko w nosie. Wtedy znowu dopada nas chandra, nic się nie chce i mamy tej cukrzycy serdecznie dość. I tak w kółko.
Jedno jest pewne - żeby żyć - trzeba się z nią zaprzyjaźnić i jeśli my będziemy chcieli się z nią "dogadać" to cukrzyca stanie się naszym dobrym duchem.
Całuski, papa.
Monika
(dane do wiadomości Redakcji)