Z sali szpitalnej gdzie leżę wyszedł lekarz. Jest mroźna, styczniowa zima, określana przez wszystkich jako "stulecia". Wieczór bez księżyca i gwiazd. Jestem tu już kilka dni po to aby mądrzy ludzie ustalili dlaczego mam nadciśnienie, kołatanie serca i źle się czuję. Lekarz pomimo kilkumiesięcznych starań i aplikowania wielu leków miał tylko podejrzenia, a potrzebował pewności. Nie chciał mnie puścić do pracy, a ja w domu nie mogłem długo wytrzymać. Mam 45 lat, żonę, dwoje wspaniałych dorosłych dzieci i dwójkę przesłodkich wnucząt. Chcę dalej cieszyć się wszystkim co mam, pracować. A teraz co? ZA ROK WPISANIE NA LISTĘ OCZEKUJĄCYCH NA PRZESZCZEP SERCA. Jestem za młody! Widział ktoś w Polsce normalnie żyjącego człowieka po przeszczepie serca!
Wiem dlaczego jestem sam na sali i lekarze nie powiedzieli mi podczas normalnej wizyty co mi jest. Wydelegowali młodego lekarza podczas dyżuru wieczorowego. On za 20 minut idzie do domu, przyjdzie następny do którego nie mogę mieć pretensji. Ten udawał, że mówi mi to po kryjomu przed innymi lekarzami. Stary numer.
- Wie Pan, co Panu jest?
- Nie. A Pan.
- Wiem to co i pozostali lekarze, czyli wszystko.
- No to niech Pan mówi.
- Ma Pan serce mężczyzny około osiemdziesięcioletniego, które jeszcze bije niejako z rozpędu. Lewa komora jest tak uszkodzona jakby przeszedł Pan kilka zawałów, albo dorwały się do niego korniki. Wiem, że nie chcą tego Panu powiedzieć bo boją się reakcji. Mógłby to zrobić psycholog, ale tak nagle wezwać go do Pana? Rozumie Pan. Trzeba to delikatnie zrobić.
W tym momencie poczułem, że albo ktoś robi mnie "w konia", albo naprawdę ze mną jest źle.
- Dobrze, ale dlaczego nie chcą mi tego powiedzieć?
- Bo medycyna uważa, że najczęstszą przyczyną takiej choroby są czynniki genetyczne. Pan powiedział, że nikt w rodzinie nie chorował na serce.
- Bo tak było.
- No i teraz zmierzamy do najważniejszego. Przyczyna następna. Alkoholizm lub uzależnienie od narkotyków. Musiałoby z tego wynikać, że Pan pije, albo bierze.
- Czyli ukrywam chorobę genetyczną lub uzależnienie?
- No tak. Chociaż istnieje jeszcze trzecia możliwa przyczyna. Ale wówczas jakiś poprzedni Pana lekarz musiał popełnić błąd lub coś zaniedbać.
- Inna choroba?
- Tak i to dość popularna. Na przykład wirusowe przeziębienie, grypa. Wirus przy zastosowaniu zbyt słabych lub niewłaściwych leków może się usadowić w mięśniu serca i pomału go niszczyć. Taka choroba mogła by mieć w Pana przypadku miejsce jakieś 20-30 lat temu. Przechodzona i nie wyleczona tak do końca powoduje po jakimś czasie skutki takie jak w Pana przypadku. Tego jednak nie można w żaden sposób potwierdzić. Tak samo jak i pozostałych przyczyn.
- Czyli najprościej jest szukać przyczyn w genach lub psychice chorego, a oddalić je od odpowiedzialności zawodowej?
- Wie Pan. Od lat lekarze znają ten mechanizm i zawsze stosują odpowiedni sposób leczenia. A przechodził Pan takie przeziębienie lub grypę?
Zacząłem sięgać pamięcią do przeszłości i przypominać sobie jak moja mama zawsze dbała o moje zdrowie. I w tym momencie olśnienie! Tak! Miałem grypę, ale wówczas chorowało wielu. Wielu moich kolegów w wojsku. A najciekawsze, że było to w pełni lata.
Chciałem już zostać sam. To co pamięć ukrywała przez wiele lat wróciło wyraźnie jak film oglądany w kinie na szerokim ekranie z efektami dźwiękowymi.
- Pomyślę Panie doktorze. Wiele razy przechodziłem przeziębienia. A czy to coś zmieni i ułatwi leczenie?
- Raczej jest już za późno. Teraz musi Pan dbać o siebie i oszczędzać serce. Jest takie ładne określenie. Higieniczny tryb życia. Ale już nie męczę Pana. Dobranoc.
Przez całą noc nie mogłem zasnąć. Zrozumiałem, że epidemia grypy w 1981 roku, która dopadła mnie i dwudziestu paru kolegów w wojsku, leczona w izolatce przy pomocy witamin i trampek, zostawiła po sobie ślad w moim sercu. Te kilka nocnych godzin spędzonych na analizowaniu swojej przeszłości zadziałały jak przebudzenie ze snu w czasie, którego przeżywa się bajkę. Nagle wydoroślałem i stałem się inny.
Inny psychicznie - dorosły. Inny fizycznie - stary.
Co jeszcze los ma dla mnie w zanadrzu?
Odpowiedź na to pytanie przyszła dość szybko. Nadal przyjmowałem leki, spacerowałem, dbałem o dietę. Po kilku miesiącach nagle jednego dnia pojawiły się problemy z ugaszeniem pragnienia, a potem częstym oddawaniem moczu w nocy. Badania, wizyty lekarskie i diagnoza. SŁABA PRACA TRZUSTKI w wyniku jej uszkodzenia przewlekłym stanem zapalnym. Efekt? CUKRZYCA.
Teraz już musiałem nauczyć się nowego życia. Pilnować diety, poziomu cukru, stosować insulinę. Załamałem się. To już koniec! Mój los upomniał się o swoje. Nagle zacząłem żałować każdego roku swojego życia spędzonego na jedzeniu wszystkiego, każdego nie zjedzonego śniadania, wieczornego obiadu, nocnej kolacji i kropli wypitego alkoholu.
Nie wiedziałem z kim o tym rozmawiać. Wszyscy wokół są zdrowi i mnie nie zrozumieją. Kto mi powie jak żyć?
Pomoc okazała się w zasięgu ręki. Dwóch moich kolegów przyznało się, że już od kilku lat są cukrzykami. Oni to sprytnie ukrywali przed otoczeniem. Nauczyli mnie wielu podstawowych rzeczy. ŚWIADOMOŚCI, DIETY, WYSIŁKU FIZYCZNEGO. Nagle w marketach zauważyłem regały z artykułami spożywczymi dla diabetyków, sklepy ze zdrową żywnością.
Za ich namową kupiłem rower i razem organizujemy sobie wycieczki. Wróciłem do młodzieńczej miłości - gór. Zrozumiałem, że nie wszystko jeszcze stracone, a dzień z rowerem lub na górskich szlakach zawsze kończy się moją radością, gdy analizuję wyniki poziomu cukru. Nagle okazało się, że można zakochać się w cyfrach, zwłaszcza gdy jest ich dwie, no może trzy, ale z jedynką na czele.
Moje życie jest teraz zupełnie inne. Jestem cały czas uczniem. Uczniem szkoły życia do której codziennie rano udaję się z wielką radością i nadzieją, że nauczę się czegoś nowego. Ta szkoła jest całkiem inna od tych które już ukończyłem. Nie oczekuję tytułu naukowego, dobrych stopni czy pochwały w dzienniczku. Ta szkoła trwać będzie do końca mego życia, a jedyne oceny wystawiam sobie sam wpisując wyniki do dzienniczka samokontroli. Jednak w tym wypadku cieszę się, gdy oceny nie są zbyt wysokie, gdy cyfry w okienku pena są jak najmniejsze. Do tej szkoły najchętniej idę pieszo lub jadę rowerem, a samochód można przecież wyprowadzić z garażu po to aby nim pojechać na myjnię.
Pozdrawiam wszystkich SŁODKICH UCZNIÓW :)
Adam
(dane do wiadomości Redakcji)