O swojej chorobie dowiedziałem się od lekarza w 1990 roku wtedy mój pierwszy wynik badania krwi wynosił 460 mg/dL. Do lekarza udałem się gdy stwierdziłem, że pomimo bardzo częstego picia napojów słodzonych nie gaszę pragnienia tylko go wzmagam. Lekarz chorób wewnętrznych ustawił mnie na leki doustne, po 5 latach okazało się, że leki nie skutkowały dzięki czemu wylądowałem w szpitalu. Tam trafiłem na bardzo dobrego i życzliwego lekarza diabetologa, który przestawił mnie na insulinę przy okazji załagodził mój bardzo podwyższony ALAT i ASPAT oraz trójglicerydy.
Nie poddawałem się chorobie wiedząc, że życie moje będzie krótsze o te 10 lat postanowiłem zacząć intensywniejsze życie, w 1997 roku zacząłem studia na wydziale prawa, które ukończyłem, pamiętam jak robiłem sobie zastrzyki w ubikacjach; na uczelni i w pociągu bojąc się, że ktoś mnie nakryje, jak unikałem słodzenia herbaty czy kawy tłumacząc, że się odchudzam, w pracy ukrywałem moją chorobę bojąc się, że może ona w najmniej oczekiwanym momencie uwidocznić się, zamanifestować swoją obecność.
Zacząłem również uprawiać biegi, a właściwie marszobiegi na początku 3 km , później 6 km a na końcu 15 km. Biegałem co drugi dzień, w tym czasie spadły mi poziomy glukozy, trójglicerydy i cholesterolu, musiałem wydatnie zmniejszyć dawki insuliny prawie o połowę, poziomy glukozy nagle się wyrównały nie było wahnięć ani górę ani w dół.
Dzisiaj z perspektywy patrzę na tą moją chorobę inaczej, bardziej świadomie z większym poczuciem zaufania do medycyny. Myślę sobie, że gdyby mój ojciec żył w moich czasach cieszyłby się długo jeszcze widokiem swoich wnuków.
Pozdrawiam
Stefan
(dane do wiadomości Redakcji)