Mam na imię Krzysztof mam 35 lat. Chciałbym opowiedzieć historię pewnego przypadku. Poznaliśmy się w dość typowy sposób jak na obecne czasy - przez Internet. Szybko znaleźliśmy wspólny język, długie rozmowy do nocy, wiele wspólnych tematów. Ze zwykłych "znajomych" z netu staliśmy się przyjaciółmi. Oboje chyba tego nie planowaliśmy, ale po jakimś czasie staliśmy się sobie bardzo bliscy. Wspólne plany spotkania, rozmowy co będzie gdy się zobaczymy, co byłoby gdybyśmy mogli być razem.
Odległość jaka nas dzieli to 534 km - dokładnie co do metra. Niestety plany co do naszego spotkania nie wychodziły, kolejne terminy i kolejne przeciwności losu. Tak przetrwaliśmy 1,5 roku. Półtora roku pisania, planowania, tęsknoty i wyznań. W kwietniu zeszłego roku tuż przed Świętami Wielkiej Nocy stało się coś strasznego, moja rozmówczyni z GG, której głos w słuchawce znalem na pamięć zachorowała, zachorowała na cukrzycę.
Wiem, że był to dla niej szok, niestety nie byłem przy niej. Żałuje tego do dzisiaj i gdybym mógł tylko cofnąć czas... Wiem jak bardzo mnie wtedy potrzebowała, wiem co przeżywała, święta, szpital, ona sama, niestety nie mogę już cofnąć czasu, nie mogę L.
Minęło kilka tygodni, dalsze rozmowy, dalsze plany aż nagle los i desperacja zaczęły brać górę. Wycieczka do mojego miasta, wycieczka organizowana przez cukrzyków. Nareszcie!!! Będzie okazja się spotkać, porozmawiać, zobaczyć jak się wygląda na żywo. I stało się 10 czerwca 2006 roku ok. godziny 13:00 spotkaliśmy się, były niesamowite emocje, radość, ciekawość no i w końcu te plany o przytulaniu się, o trzymaniu za rękę można było zrealizować. Tak jak myśleliśmy, widzimy się pierwszy raz a czujemy się jak byśmy znali się na pamięć, pierwsze spojrzenia a takie znajome - ze zdjęć wprawdzie ale takie wytęsknione.
Niestety trzy godziny szybko zleciały i czas było się rozstać. Drżenie rąk, czuły uścisk, nieśmiały pierwszy pocałunek na pożegnanie i ta niepewność. Niepewność czy jeszcze się spotkamy, co myślimy o sobie, czy będzie chciała się ze mną jeszcze spotkać. Następne kilka dni to wyczekiwanie na to co powiemy. Nie musieliśmy długo czekać, oboje nas "wzięło" i po miesiącu wyjechaliśmy na kilka dni we dwoje. Nareszcie razem, nareszcie można nadrobić stracony czas i chyba już wtedy oboje wiedzieliśmy ze to jest "to". Tak, urodziliśmy się dla siebie.
Zapytacie gdzie tu miejsce na chorobę? Dzięki cukrzycy spotkaliśmy się, to jest smutne i przykre, że musiało dojść do tego abyśmy się spotkali, smutne jest to, że najbliższa osoba żyje na "czas", ze trzeba sobie wielu rzeczy odmawiać, że musimy chodzić do lekarza, że musimy patrzeć na zegarek kiedy zmierzyć sobie cukier, że musimy pamiętać o penach, że nie możemy robić tysiąca rzeczy ale jedno jest wspaniale - jesteśmy razem.
Staram się pomoc Agatce jak tylko mogę, codziennie zaczynam dzień od szukania w Internecie czy nie pojawiło się jakieś lekarstwo. Wiem, że jest cudowna osoba, zasługuje na wszystko co najcudowniejsze i wiem jeszcze jedno. Mając świadomość jaka to jest choroba, jakie niesie za sobą konsekwencje, wiem, że zawsze będę przy niej trwał, będę dla niej aby jej pomagać.
Kiedyś ja potwornie zawiodłem, nie było mnie przy niej jak była w szpitalu, przy pierwszym kontakcie z choroba, ale swoim życiem chce jej to wynagrodzić i wiem, że przy niej będę. Czasami ja wkurzę i cukier od razu 200 - ale wierzcie mi albo nie, to nie jest zamierzone i w chwile później przychodzi opamiętanie, że nie mogę tak, że musze brać pod uwagę jej zdrowie. Mam świadomość, że z czasem może być gorzej, ale wierze też, że już niedługo coś wynajdą, coś wymyśla, aby uleczyć to co sprawia, że nie możemy się zapominać.
A co teraz? Teraz się zaręczyliśmy, nosimy obrączki, planujemy ślub, planujemy dzidzie chociaż oboje mamy świadomość jakie to będzie trudne i ilu wyrzeczeń będzie to nas kosztowało. Kocham ją i będę przy niej trwał, wiem, że to potwornie niesprawiedliwe, że dostała Diabetes Mellitus jak to nazywają lekarze, ale gdyby nie to, to kto wie co by z nami było... Życzę wszystkim dużo wytrwałości i szczęścia, szczęścia jakiego my zaznaliśmy.
Krzyś