Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia! Pomimo chwilowego załamania odbijam się od dna, "wracam do ludzi" i do tego co kocham najbardziej, czyli pomocy innym. Tym najbardziej potrzebującym. Na blogu oprócz wpisów o codziennym życiu na Madagaskarze będę pisać o podróżowaniu z cukrzycą, dlaczego przechodziłam z pompy na peny, jak testuję różne rodzaje ryżu i jak radzę sobie z nowym (czasem nieznanym i nieoznakowanym lokalnym) jedzeniem. Zapraszam do czytania i komentowania, dzięki Wam mój blog będzie bogatszy, stanie się kopalnią doświadczeń. Do przeczytania! :)
Wejdź na blog Elf z Madagaskaru - kliknij tutaj
Pierwszy wpis z bloga - Latający cukrzyk
Z Olsztyna do Warszawy dostałam się autobusem. Przyjechałam dzień wcześniej żeby zaoszczędzić sobie stresu następnego dnia, że nie zdążę na samolot. Jak wiadomo stresowe sytuacje podnoszą poziom cukru.
Wyjeżdżałam na 4 miesiące, w zasadzie do "dzikiego kraju", więc wszystkie zapasy insuliny, pasków, penów, igieł, glukometrów i baterii do nich musiałam mieć ze sobą. Oczywiście wszystko wpakowałam do bagażu podręcznego. Bo w razie zagubienia bagażu rejestrowanego (co oczywiście mi sie przydarzyło) najważniejsze było, żebym to wszystko miała przy sobie. Miałam przy sobie też zaświadczenie wydane przez lekarza rodzinnego (po polsku, angielsku i francusku), że choruje na cukrzycę i muszę mieć te rzeczy ze sobą. Jest to ważne, bo w bagażu podręcznym nie można przewozić ostrych narzędzi - czyli mogli się czepnąć do penów, igieł, glukometru, nakłuwaczy.
Jednak nie musiałam nic pokazywać. Tylko na kontroli bezpieczeństwa w Warszawie powiedziałam, że mam cukrzycę, ale pana interesowało tylko czy insulinę przewożę w zbiorniku większym niż 100ml. Więc nikt się nie czepiał do mojego arsenału. |
Później podczas przesiadki w Paryżu pozostałam w terminalu i nie przechodziłam kontroli. A na Mahe Island było tak prowizorycznie, że nawet sprzętów elektronicznych nie musiałam wyjmować. Nie chciałam już kusić losu i informować o chorobie.
Zapas insuliny na 4 miesiące zapakowałam w torebki izolacyjne z takim żelowym zamrożonym wkładem. Jeden z lotów trwał ponad 10h, więc dałam obsłudze samolotu do przechowania w lodówce. Reszta lotów trwała 2-3h, więc insulina była bezpieczna w woreczkach.
Menu w samolocie
Podczas krótkich lotów były serwowane przekąski. W samolocie do Paryża były 2 rodzaje kanapek (z mięsem i bez mięsa). Jedna bułka była ciemna, więc taka wybrałam. Z Mahe Island do Tany do wyboru fritatta z kurczakiem i omlet z parówką, do tego biała bułka i owoce. Niekoniecznie to danie diabetyczne, ale da się przeżyć.
Na dłuższym locie zapewnione były kolacja i śniadanie. Na kolacje 3 dania do wyboru: kurczak z puree z brokułem i marchewka, ryba z ryżem, i makaron z sosem serowym (vegetariańskie). Więc dwa pierwsze były dla mnie ok. Gorzej ze śniadaniem, bo dali bułkę maślaną, croissant z czekoladą, truskawkowy jogurt, masło, serek do smarowania. Na szczęście miałam jeszcze swoja kanapkę - bo rano takie słodkie rzeczy źle na mnie i mój cukier działają. Ale słodkie bułki zostawiłam sobie na później.
Podsumowując część kulinarną - wszędzie uwzględniane są menu vegetariańskie. Ogólnie dowiadywałam się, że jakbym chciała specjalne menu dla diabetyków, to musiałabym to zgłosić przed lotem. Jednak z powodu niedoczasu i mojego nieogarnięcia przed podróżą nie zrobiłam tego. Może w ramach testu spróbuję w czasie powrotu :)
Dodatkowo podawali napoje. Woda, kawa, herbata, cola light - więc było w czym wybierać.
Zauważyłam, że podczas podróży samolotem mój organizm zachowuje pewien schemat. Po starcie od razu zapadam w śpiączkę (dosłownie! czuje się jakbym miała miliard cukru. Ale jak sprawdzam jest ok). A po lądowaniu mam dziwne samopoczucie, boli mnie głowa i często trzęsą mi się ręce. Czasem z powodu niedocukrzenia. Zdarza się, że mylę objawy czy czuję się tak przez podróż samolotem czy od skaczących cukrów.
W kolejnych wpisach będę pisać jak i dlaczego przechodziłam z pompy na peny, jak testuję różne rodzaje ryżu i jak radzę sobie z nowym(czasem nieznanym i nieoznakowanym lokalnym) jedzeniem. Trzymajcie kciuki, żeby było się czym pochwalić :) I jeśli możecie podzielcie się swoimi doświadczeniami!
Wejdź na blog Elf z Madagaskaru - kliknij tutaj