Choć na pierwszy rzut oka dieta niskobiałkowa może wyglądać jak perspektywa pożegnania wszelkich mięs i wyłącznie ziemniaki i sałatę na talerzu, to wcale tak nie jest. Taka dieta przy odrobinie kreatywności może być bardzo urozmaicona i naprawdę smaczna. Ograniczenie produktów białkowych służy nie tylko ludziom cierpiącym na choroby nerek, ale również tym, którzy chcą po prostu racjonalnie się odżywiać.
Z nadmiarem białka nerki sobie nie radzą
Białko jest w diecie bardzo potrzebne. Odpowiada za budowę i regenerację tkanek. Białka wchodzą w skład ciał odpornościowych, utrzymują właściwe pH płynów ustrojowych, stanowią nośnik niektórych witamin i składników mineralnych. Jednak w wyniku rozkładu białek w trakcie przemian metabolicznych powstają substancje, takie jak mocznik, które muszą być usuwane z organizmu, bo w nadmiarze są toksyczne. Za ten proces odpowiedzialne są przede wszystkim nerki filtrujące krew. Dzięki nim do moczu, wraz z nadmiarem wody, przedostają się substancje zbędne, w tym toksyczne produkty przemian białkowych. Dopóki nerki działają sprawnie, organizm bez problemu pozbywa się toksyn. Gdy jednak nie domagają, proces filtracji staje się nieefektywny. Wówczas jedynym sposobem, by odciążyć nerki i nie doprowadzić do zatrucia organizmu, jest ograniczenie ilości białka w posiłkach i picie większej ilości płynów - przede wszystkim wody.Dieta, która leczy nerki
Dieta niskobiałkowa jest dietą leczniczą, stosowaną u pacjentów z przewlekłą chorobą nerek (PChN) w okresie przed dializą. W zależności od etapu choroby ograniczenie podaży białka wynosi od 0,6-0,55 g/kg m.c./ dobę (dieta niskobiałkowa), do 0,43-0,28 g/kg m.c./ dobę (dieta bardzo niskobiałkowa), przy jednoczesnym wzbogacaniu diety specjalnymi preparatami zawierającymi ketoanalogi aminokwasów, zmniejszającymi ryzyko wystąpienia niedożywienia. Ze względu na to, że przebieg choroby u każdego pacjenta wygląda inaczej, nie istnieje jeden schemat diety niskobiałkowej. W każdym przypadku bezcenna jest konsultacja z dietetykiem, który opracuje plan modyfikacji diety i dostosuje ją do konkretnych potrzeb pacjenta.Z czym to się je?
W największym skrócie chodzi o to, by produkty wysokobiałkowe, takie jak mięso, nabiał, jaj czy ryby stopniowo, najlepiej ze wsparciem dietetyka, zastępować produktami niskobiałkowymi. Tych zaś, wbrew pozorom, jest bardzo dużo! Ogromny wybór warzyw wskazanych przy diecie niskobiałkowej bardzo ułatwia skomponowanie z nich całego dania głównego, a nie jedynie dodatku do kanapek czy obiadu. Świetnym rozwiązaniem będą np. warzywne dania jednogarnkowe, jak risotto czy leczo. Warto ograniczać jednak warzywa strączkowe, bo te białka zawierają sporo. Ostrożnie więc trzeba dodawać do posiłków fasolę, groch czy ciecierzycę.Z owoców na cenzurowanym w diecie niskobiałkowej są morele i awokado, pozostałych owoców nie trzeba sobie odmawiać. Wśród produktów zbożowych wskazane są: ryż we wszystkich postaciach, a także makarony i drobne kasze, np. perłowa czy manna. Zwierzęce tłuszcze należy zastąpić roślinnymi - oliwą, olejem lnianym i rzepakowym, a dania obiadowe przygotowywać na bazie takich ryb jak dorsz, makrela, sandacz i łosoś albo sera tofu lub grzybów, zamiast sięgać po wędzone ryby czy mięso.
Choć największym wyzwaniem może się okazać ograniczanie nabiału, można sięgnąć po produkty o mniejszej zawartości białka niż tradycyjne, np. jogurty na bazie mleka kokosowego czy sojowego, ser mascarpone, serki homogenizowane, kanapkowe, topione, ricotta czy feta. Ci, którym ciężko całkiem zrezygnować z wędliny, powinni kroić jak najcieńsze plasterki, a resztę kanapki wypełniać jak największą ilością warzyw. Dla miłośników słodyczy dobra informacja jest taka, że nie trzeba z nich rezygnować. Lepiej po prostu tradycyjne ciasta zastąpić ciemną czekoladą, suszonymi owocami i owocowymi koktajlami czy kisielami.
Ponieważ po przejściu na dietę niskobiałkową może nastąpić utrata wagi, warto pamiętać, by zwiększyć spożycie węglowodanów, takich jak makarony niskobiałkowe, ryż, kasza manna, owoce z puszki czy miód, by kilogramów nie ubyło zbyt wiele. Aby wzmocnić masę mięśniową, należy też pamiętać o aktywności fizycznej na miarę swoich możliwości. Według ekspertów już 45-minutowy spacer trzy razy w tygodniu może być tu bardzo pomocny.
Mniej białka - lepsze samopoczucie
Dieta niskobiałkowa jest nazywana dietą leczniczą nie bez powodu. Naprawdę poprawia samopoczucie osób cierpiących na przewlekłą chorobę nerek. Polepsza się jakość snu, bóle głowy są rzadsze lub ustępują, podnosi się nastrój. Efekty widać także w wynikach badań laboratoryjnych krwi i moczu, a przede wszystkim w tempie postępowania choroby. Jej pozytywne rezultaty potwierdza prof. Rajmund Michalski, prezes ogólnopolskiego stowarzyszenia pacjentów Moje Nerki, który sam od lat zmaga się z chorobą nerek i stosuje dietę ubogą w białko. Dzięki temu, że wprowadził ją w życie, mógł skorzystać z programu lekowego z wykorzystaniem ketoanalogów aminokwasów, dzięki któremu zaczął odczuwać poprawę samopoczucia już w ciągu kilku tygodni. Choć początkowo dieta niskobiałkowa wydawała mu się niemal drakońska, z czasem nie tylko do niej przywykł, ale bardzo ją polubił. Dziś nie traktuje jej już jako przykrej konieczności, a raczej jako własny sposób na zdrowe jedzenie."Przyznaję, że na początku choroby byłem nieco przerażony ograniczeniami tej diety. Nawet żona w pierwszej chwili złapała się za głowę: "No i co ty teraz będziesz jadł?" - Szybko jednak okazało się, że to wcale nie jest takie skomplikowane. Oczywiście podczas zakupów skrupulatnie wraz żoną czytaliśmy ulotki wszystkich produktów, zanim wrzuciliśmy je do koszyka, bo rzeczywiście białko występuje w bardzo wielu z nich. To nie tylko mięso, jaja i sery, czyli to, co z białkiem kojarzymy automatycznie. Dziś już dozwolone produkty znamy na pamięć. Ja zupełnie nie narzekam na mało urozmaiconą dietę. Jem owsianki w różnych odsłonach, polubiłem kaszę jaglaną, jem mnóstwo warzyw, sałat, surówek. Odkryłem, jak wspaniałe i smaczne mogą być warzywa, które kiedyś traktowałem tylko jako dodatek. Poznałem dzięki naszym kulinarnym eksperymentom zupełnie nowe smaki. Motywuje mnie do trzymania diety nie tylko to, że wyniki badań są ewidentnie lepsze, ale też to, że ja się po prostu na tej diecie lepiej czuję. Rzadko bywam przejedzony, choć czuję się syty, lepiej też śpię. Straciłem kilka kilogramów, więc czuję się lżejszy, poprawiło mi się też samopoczucie psychiczne, mam dużo więcej energii. Te wszystkie plusy odczuwam na co dzień, więc motywacja właściwie utrzymuje się sama. Dietetyczne ograniczenia, których ja już właściwie wcale tak nie postrzegam, to niewielka cena za przypływ sił i dobre samopoczucie" - opowiada pan Rajmund.
Jego historia pokazuje, jak ogromne znaczenie ma to, co jemy, nie tylko w przebiegu choroby, ale także w codziennym życiu. Bo dieta może nie tylko leczyć, ale także zapobiegać wielu chorobom, choć na co dzień często o tym nie pamiętamy.